Eh, dzień jak co dzień. Postawiłam kropkę, po zakończonym zdaniu i przecierając się, ziewnęłam, odrywając w reszcie wzrok od monitora, padłam tak, jak siedziałam na materac, po chwili wpatrywania się w sufit zamknęłam oczy.
Kiedy je otworzyłam, zegar na ścianie wybijał melodyjnym dźwiękiem piątą. Przeciągnęłam się jak leniwe kocie. Wstałam w reszcie z łóżka, okna w pokoju były zasłonięte, grubą, ciemnofioletową zasłoną, więc nie widziałam nawet promieni słońca. Zdziwiłam się, kiedy stwierdziłam, że nie chce mi się już spać.
Wstałam więc, aby wziąć prysznic i doprowadzić się do ładu. Podeszłam do lodówki, kiedy ją otworzyłam, okazało się, że nie mam w niej nic prócz masła. Mogłam zrobić sobie chleb z samym masłem, ale nie miałam żadnego pieczywa ani niczego na wzór.
Podeszłam laptopa, odpalając go i ponownie zasiadając. Pisałam, kolejny artykuł i to bez przerwy przez...eee... nie miałam pojęcia, jak wiele godzin minęło, od czasu kiedy zaczęłam pisać, do momentu zakończenia pracy.
Mój wzrok opadł, na prawy dolny róg ekranu. Wpatrywałam się w niego przez dłuższy moment, by zaraz się poderwać i wciągnąć na siebie.
Wyszłam, szybko i skierowałam swój krok do redakcji, z laptopem pod pachą. Było po siedemnastej, miałam jedynie pół godziny, by dostać się na miejsce. Słońce oślepiło mnie na początku, nie wychodziłam od ostatniego tygodnia.
*
Moje spotkanie z naczelnym, trwało niemal do dwudziestej. Kiedy wyszłam, z redakcji poczułam, jak bardzo głodna jestem. Ruszyłam w kierunku ulubionej kawiarni, w której nigdy nie było dużego tłoku, więc nie musiałam martwić się o to, czy ktoś mnie zaczepi.
<Jasper Ryan Pine?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz