Wiadomości i pogoda

sobota, 21 stycznia 2017

Od Samanthy cd. Jasper

Włożyłam klucz do zamka od drzwi i przekręciłam. Moje skonsternowanie zaczęło dotrzymywać towarzystwa zdziwieniu. Drogę na górę pokonałam rozmyślając o rozmowie z mężczyzną.  Jeden wieczór, kilkanaście minut drogi, a dostarczyło mi więcej emocji niż mogłoby się wydawać. W głowie roiły mi się tysiące pytań. Na żadne z nich nie potrafiłam znaleźć odpowiedzi. Przede wszystkim- skąd Jasper zna moje nazwisko. Może go wcześniej spotkałam, ale tego nie pamiętam? Przedstawiłam mu się jako Samantha Fox? A może po prostu bawił się w inwigilowanie. Nie, to na pewno nie to. Człowiek mogący spotkać się z burmistrzem, a szczególnie Heymithem może o wiele więcej niż przeciętna osoba z wyższych sfer. Ale na takich ludzi się przecież nie trafia, to nierzeczywiste. Zamknęłam drzwi od wewnątrz i zrzuciłam kurtkę wraz z torbą na wieszak. Trampki, które nosiłam cały dzień zamieniłam na wygodne kapcie. Od razu poczułam jak część zmęczenia ze mnie schodzi. Skierowałam się wprost do kuchni. Cały dzień nic nie jadłam, a mój brzuch domagał się choć dwóch gryzów czegokolwiek. W lodówce znalazłam wczorajszy makaron. Wrzuciłam go do mikrofalówki na dwie minuty. Po upływie tego czasu usłyszałam pikanie i wyciągnęłam swoją kolację. Do kieliszka nalałam wina i usiadłam na kanapie przed telewizorem. Wieczór minął mi miło i nadzwyczajnie szybko. Nie opuszczały mnie jednak myśli o dzisiejszym dniu. Ani wątpliwości. Może rzeczywiście za dużo myślę i się przejmuję? Cóż poradzić, podejrzliwa ze mnie osoba. A może raczej ciekawa świata. Po zjedzeniu posiłku pozmywałam naczynia i wskoczyłam do wanny. Kolejna chwila odprężenia, wieczór stawał się coraz lepszy i lepszy. Ostatnim elementem było po prostu pójście do łóżka. Świeżo wyprana pościel pachniała niesamowicie i sprawiła, że zasnęłam w mgnieniu oka.

Rano obudziło mnie tłuczenie się sąsiada z góry. Ściany nie były dźwiękoszczelne, a szkoda. Dziś miałam dzień wolny, przyznam, że należał mi się jak mało komu. Spędziłam go tak, jak na to zasługiwał- nic nie robiąc. Uwielbiałam takie dni jak ten, kiedy mogłam po prostu leżeć w łóżku i się obijać. Około południa przeniosłam się na kanapę z zamiarem obejrzenia jakiegoś filmu. Pierwszy kanał, jaki moje oczy ujrzały to stacja poświęcona informacjom. Elegancko ubrana dziennikarka podstawiała mikrofon pod nos pewnemu mężczyźnie. Nie był to nikt inny jak szanowny pan burmistrz. Zwykle omijam jego wypowiedzi szerokim łukiem, jednak jego widok przywołał mi na myśl ostatnie spotkanie. I znowu wszystko wróciło. Starzec opowiadał o swojej polityce i zmianie niektórych przepisów. Oczywiście na korzyść tych bogatszych, w końcu to oni byli siłą napędową tego miasta. Dzisiaj i ja, przez krótką chwilę będę się obracać wokół tego towarzystwa. Aruana była jedną z tych ekskluzywniejszych restauracji. Nie bywałam w tamtych okolicach zbyt często, ale kiedy już się tam znalazłam mijałam facetów w garniturach i eleganckie kobiety. Plan pójścia tam w jeansach ewidentnie nie wypali. Pora była już najwyższa, aby się zbierać. Udałam się więc do łazienki, aby wziąć szybki prysznic. Po odświeżeniu się wyprostowałam włosy i wykonałam makijaż. W międzyczasie zadzwoniłam po taksówkę, gdyż nie uśmiechało mi się iść na miejsce spotkania piechotą. Założyłam kolczyki, które niegdyś dostałam od mamy, a następnie otworzyłam szafę w poszukiwaniu czegoś, co względnie nadawałoby się do ubrania. Na wzrok napatoczył mi się czarny kombinezon i biała marynarka. Założyłam strój na siebie, a na nogi ubrałam czarne szpilki. Prosto i klasycznie, to musi wystarczyć.

Złapałam w rękę torebkę i użyłam perfum, w których zdawało się czuć nutkę fiołka i wanilii. W tej chwili dostałam telefon, że mój transport już czeka. Założyłam więc płaszcz i zeszłam na dół.
Podróż trwała piętnaście minut, a taksówkarz starał się ją mi skutecznie umilić. Zapłaciłam mu i pożegnałam się. Budynek robił wrażenie. Czuć było ten przepych i ekskluzywność. Weszłam przez szklane drzwi i podeszłam do starszego pana stojącego przy czymś przypominającym ambonkę.
- Dobry wieczór, mam zarezerwowany stolik, nazwisko Pine.- odparłam nieco nieśmiało
- Ach tak, już panią zaprowadzę- odrzekł z ciepłym uśmiechem na twarzy.
Weszliśmy na salę, która była wypełniona po brzegi. Pracownik prowadził mnie żwawym krokiem.
- To tutaj, świetny wybór.- odparł odsuwając mi krzesło.- Podać kartę?
- Nie, nie. Czekam na kogoś
- Rozumiem, proszę dać znać, kiedy będzie pani gotowa- powiedział miłym tonem i odszedł.
Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 19:55. Chyba się trochę pospieszyłam. No nic, lepiej to niż być spóźnionym. Kilka minut później moim oczom ukazał się Jasper.
- Długo czekasz?- zapytał z troską w głosie
- Nie, właściwie to sama jestem sobie winna.
Usiadł naprzeciwko mnie i skinął na kelnera. Ten w mig przyniósł nam menu.
- Nie bywam tutaj zbyt często. Może coś polecisz?- spytałam uśmiechając się.

<Jasper?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz