Wiadomości i pogoda

sobota, 14 stycznia 2017

Od Samanthy cd Jaspera

Dzień za ladą barową nie mija w zawrotnym tempie. Brak klientów sprawia, że człowiek obserwuje wszystko dokoła, a minuty dłużą się w nieskończoność. Tak było i ze mną. Po wyjściu Jaspera dosięgnęła mnie monotonia. Co chwilę chwytałam za szmatę i wycierałam blat, czasami poprzestawiałam kilka butelek i wycierałam kieliszki. Nic ciekawego, odkrywczego ani zapierającego dech w piersiach. Ale taka już była ta praca i nic nie dało się z tym zrobić. Kelnerzy chociaż wchodzą w jakieś interakcje z klientami, a tu, w nieco zaciemnionym miejscu na skraju sali jest się zdanym na siebie. To niby tylko kilka godzin w zastępstwie, ale sprawiły one, że zatęskniłam za normalną zmianą. W międzyczasie przewinęło się kilku chętnych na coś mocniejszego, nie mogę zaprzeczyć. Jeden z nich to pan w garniturze, który golnął sobie zapewne po cięższym dniu w robocie. Drugi to studenciak prawdopodobnie odpoczywający przed egzaminami. Kilku innych przyszło utopić smutki w alkoholu, reszta po prostu miała na niego chwilową ochotę. Około godziny szesnastej powinnam skończyć zmianę. Nie wiem, czy ktoś miał przyjść po mnie. Szczerze średnio mnie to interesowało. Nic nie robienie też potrafi zmęczyć, a raczej nuda, która przy nim doskwiera. Jedyne o czym teraz myślałam to gorąca kąpiel, pizza i jakiś dobry film. Pogasiłam światła w gablotach z butelkami, pochowałam wystawione kieliszki do szafek i wyszłam przez drzwiczki otwierające się w dwie strony. Skierowałam się na zaplecze, aby pogawędzić jeszcze ze współpracownikami. Może odrobina towarzystwa mi pomoże. Zastałam ich siedzących i palących papierosy. A jakżeby mogło być inaczej.
- Hej, Sam, już porobiona?- odparł w moim kierunki Alan, jeden z kelnerów, gdy mnie ujrzał.
- Dzięki Bogu- odpowiedziałam i przysiadłam się do nich.
- Mordor potrafi wyssać z człowieka ostatnie chęci do życia, huh?- spytał drugi. Mordorem określaliśmy ów bar, gdzie byliśmy skazani sami na siebie
- Dobrze o tym wiesz, sam siedziałeś tam półtorej roku. Podziwiam, podziwiam- uśmiechnęłam się.
Dosyć dobrze nam się rozmawiało. Nim się zorientowałam minęła osiemnasta. Zasiedziałam się, nie ma co. A nie uśmiecha mi się wracać samej w wieczornych porach, szczególnie po okolicach, w których mieszkam. Określenie, że nie jest najbezpieczniej jest delikatnie mówiąc eufemistycznie. Przynajmniej latarnie dodają trochę otuchy człowiekowi.
- Spadam, bawcie się dobrze- rzekłam na odchodne i udałam się do szatni po skórzaną kurtkę.
Założyłam ją na siebie i gotowa byłam do wyjścia, gdy wśród wieczornej klienteli przy stolikach zauważyłam znajomą mi twarz. Mężczyzna o niesamowicie niebieskich oczach właśnie wkładał banknot do książeczki z rachunkiem. Zamiast do drzwi udałam się więc w jego kierunku.
-  Mam nadzieję, że tym razem wszystko zagrało.-  odparłam- Nie tylko lenie tu pracują.
- Tak, tym razem nie było żadnych problemów.- powiedział z uśmiechem na twarzy.
- Wystarczy parę razy krzyknąć i wszyscy chodzą jak w zegarku.
- O proszę, czyli lubisz afery- odrzekł zakładając rękę na rękę
- Raczej porządek, ktoś musi.
- Racja. Widzę, że ty też już kończysz. Chyba, że macie takie kozackie ubrania pracownicze.
- Może kiedyś- powiedziałam puszczając oczko- Tak ,właśnie się zbierałam, najwyższa pora, kiedyś trzeba odpoczywać.
- W takim razie- zaczął mówić spoglądając na zegarek- mnie czas nie goni. Może cię odprowadzę?- spytał uprzejmie
- Jeśli tylko masz ochotę, nie mieszkam daleko, możemy się przejść- odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy. Na pewno będzie to przyjemniejsze i bardziej komfortowe niż wracanie samej.
Mężczyzna zarzucił na siebie kurtkę i skierowaliśmy się do wyjścia. Uprzejmie otworzył drzwi i puścił mnie przodem. A myślałam, że gentlemeni już dawno wymarli.

Jasper?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz