Wiadomości i pogoda

środa, 11 stycznia 2017

Od Haydena

Promienie jesiennego słońca wpadły do mojego mieszkania przez uchylone okno. Mruknąłem z niezadowolenie i odwróciłem się na drugi bok, przykrywając głowę kołdrą. Już miałem ponownie oddać się w słodki objęcia Morfeusza, ale nagle zdałem sobie sprawę z tego, że jest już poranek. Natychmiast wyskoczyłem z łóżka i zbiegłem ze schodów prowadzących na antresolę. Nie zauważyłem Argona leżącego na przedostatnim stopniu, przez co potknąłem się i z hukiem upadłem na podłogę. Zakląłem cicho pod nosem, ale nie chcąc tracić czasu, szybko się podniosłem i od razu ruszyłem do łazienki.
Byłem już spóźniony...i tu bardzo spóźniony. Dochodziła dziewiąta, a ja w teatrze miałem stawić się o siódmej. Kląłem w kółko pod nosem, gdy wciągałem na siebie spodnie i poprawiałem fryzurę. Ostatnio spóźniałem się cały czas i denerwowałem tym wszystkie osoby w teatrze. Miałem problemy ze snem, więc kładłem się spać bardzo późno, co skutkowało spaniem do południa.
-Argon, stary, wytrzymaj bez jedzenia do południa, błagam cię!-zawołałem do spaniela, który ze schodów przeniósł się na sofę. Spojrzał na mnie tak, jakby całkowicie rozumiał moją sytuację, za co tak bardzo go lubiłem.
Szybko wybiegłem z mieszkania, a już po paru minutach pędziłem w stronę teatru. Jednak gdy skręcałem w kolejną alejkę, coś mnie zatrzymało. Wróciłem myślami do momentu, w którym wstałem, a później się myłem, ubierałem i wychodziłem. Coś mi się nie zgadzało - brakowało jakiegoś jednego elementu.
"Hayden, idioto, nie zamknąłeś drzwi do mieszkania!" - zawołał mój wewnętrzny głos, przez co natychmiast odwróciłem się na pięcie i pobiegłem z powrotem do bloku.
Drzwi faktycznie były uchylone, ale nie miałem czasu sprawdzać, czy nikt przez ten czas się nie włamał. W sumie - nie miałem tam nawet nic ważnego. Wsunąłem klucz w dziurkę i go przekręciłem.

**

Po dwudziestu minutach stanąłem przed dębowymi drzwiami prowadzącymi do teatru. Przełknąłem ślinę ze zdenerwowania, bo wiedziałem, że bez krzyku się nie obejdzie. Pchnąłem wrota, jak to zwykle mawiano na wejście do budynku, i wszedłem. O dziwo dyrektor nie skrzyczał mnie już na wstępie, lekko się zdziwiłem, ale wzruszyłem ramiona i poszedłem dalej, w stronę sceny,
-Hayden, co ty tu robisz?-usłyszałem za sobą męski głos. Odwróciłem się, a moim oczom ukazał się nieduży mężczyzną z długą rudą brodą. Ben, nasz woźny!
-Przyszedłem na próbę.
-Nie ma dziś próby, stary, Kath się rozchorowała, a co to za próba bez głównej aktorki-Ben spojrzał na zegarek i zmarszczył brwi.-No i bez głównego aktora, bo próba rozpoczęłaby się dwie i pół godziny temu, Hayden.

**

Wróciłem do mieszkania. Z jednej strony się cieszyłem, bo nikt na mnie nie nakrzyczał, a z drugiej nie, bo każda próba była ważna, a zwłaszcza przed tak dużym przedstawieniem. Westchnąłem i wsadziłem klucz do dziurki, by po chwili otworzyć drzwi.
-Argon, chodź kochany, dam ci jedzonko trochę wcześniej!-zawołałem i skierowałem się do szafki, w której trzymałem psią karmę. Nasypałem trochę do miski i położyłem ją na podłodze. Jednak pies nie przyszedł. Zacząłem go nawoływać - jednak na marne. Po spanielu ani widu, ani słychu. W jednej sekundzie znalazłem się przy swoim laptopie i wydrukowałem pierwsze lepsze zdjęcie psa, jakie tam znalazłem. Po raz kolejny wybiegłem nerwowo z mieszkania, tym razem pamiętając o drzwiach. Pomknąłem do parku, do którego tak często chodziliśmy na spacer. Podchodziłem do każdego człowieka i wciskałem mu przed nos zdjęcie Argona, pytając, czy gdzieś go nie widział. Niestety - nikt w ogóle go nie poznawał. Zrezygnowany usiadłem na ławce i ukryłem twarz w dłoniach. Spaniel był moim jedynym przyjacielem i...czułem, że rozumiemy się bez słów. Już nigdy nie osiągnąłbym z żadnym innym psem takiej więzi.
-Hmm, przepraszam, to jego pan szukał?-usłyszałem kobiecy głos. Podniosłem głowę, a przed sob ujrzałem Argona merdającego wesoło ogonem. Jego czarną obrożę trzymała niezbyt wysoka dziewczyna o brązowych lokach, z nieśmiałym uśmiechem na twarzy.
-ARGON!-zawołałem, a spaniel wskoczył mi na kolana. Z czułością zmierzwiłem miękką sierść na jego głowie.-Stary, już nigdy mi tego nie rób, okej?
-Cieszę się, że mogłam pomóc-dziewczyna ponownie się odezwała, po czym odwróciła się i ruszyła przed siebie - w swoją stronę.
-Hej, poczekaj-zawołałem za nią, może odrobinkę za głośno. Odwróciła głowę i nieśmiało na mnie spojrzała, jakby nie była pewna, czy mówię do niej.-Ugh, dziękuję bardzo. Nie wiem, jak mogę ci się odwdzięczyć. Może...może kawa?

<Jane?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz