Wiadomości i pogoda

niedziela, 29 stycznia 2017

Od Samanthy cd. Jaspera

Wieczór w towarzystwie Jaspera mijał bardzo szybko. Pochłonęła nas rozmowa, z której każda ze stron poznała nieco lepiej tą drugą. Zadziwiająco łatwo zdołałam się przed nim otworzyć. Nie wiem dlaczego, ale tak się stało. Może to przez alkohol, a może po prostu jest typem człowieka, któremu zdołałam tak szybko zaufać. Choć może „zaufać” to zbyt mocne słowo. Niemniej jednak czułam się komfortowo w jego towarzystwie. W pewnym momencie po prostu siedzieliśmy na kanapie z winem w ręku. Wokół nas panowała cisza, która szybko została przerwana dźwiękami wypływającymi z wieży. Do moich uszu dotarły takty dobrze znanej mi melodii, był to nie kto inny jak Frank Sinatra i jego „Strangers in the night”. Westchnęłam tylko
- Uh, to moja ulubiona piosenka
- W takim razie…- powiedział wstając z kanapy i wyciągając w moim kierunku dłoń.
Rzuciłam mu nieco zdziwione spojrzenie, ale przystałam na propozycję. Do tańca mnie namawiać nie trzeba. Postawiłam kieliszek, który trzymałam na stolik i podałam mu lewą rękę, którą zaraz potem oparłam na jego ramieniu. Kołysaliśmy się spokojnie w rytm muzyki.
- No proszę, dobry z ciebie tancerz- powiedziałam uśmiechając się do niego.
Jasper w odpowiedzi tylko obrócił mnie kilka razy.

Tańczyliśmy tak kilkanaście dobrych minut. Pod koniec moje nogi zaczęły odmawiać już posłuszeństwa. Szpilki nie są jednak najwygodniejszymi butami na świecie. Przeprosiłam go i oboje wróciliśmy z powrotem na kanapę.
- Może masz ochotę na jakiś film?- spytał.
- Pewnie- odparłam.- Jakieś propozycje?
- Zaraz zobaczę co tu mamy- powiedział chwytając pilota.
Na ekranie wyświetliły się różne plakaty filmów. Kolekcja była naprawdę spora. Mężczyzna przewijał się pomiędzy nimi i z tuzinów propozycji wybrał jeden.
-Może być? – spytał
Pokiwałam tylko głową zgadzając się. Dopadło mnie zmęczenie. Jasper przycisnął przycisk „play” i na telewizorze zaczęła rozpościerać się czołówka filmu. Usiadłam wygodnie i oparłam się na jego ramieniu. Do ręki wzięłam kieliszek i powoli sączyliśmy wino. Czułam jak moje powieki stają się coraz cięższe. W końcu musiałam przysnąć, bo pamiętam jedynie początek produkcji.

Obudziłam się rano, na kanapie, przykryta kocem. Sięgnęłam po telefon, który leżał na stole. Nacisnęłam przycisk blokady i spojrzałam na ekran- 8:36. Trochę się zasiedziałam. Usłyszałam jak z kuchni dobiegają dźwięki gramolenia się. Jednocześnie dopadły mnie piękne zapachy wylatujące z tego pomieszczenia. Podniosłam się i położyłam bose stopy na podłogę. Poskładałam koc i udałam się w stronę kuchni. Na miejscu zastałam Jaspera, który z uśmiechem smażył coś na patelni.
-Dzień dobry- odrzekł ciepłym głosem- Głodna?
-Jak wilk. Mogłeś mnie obudzić, nie chcę ci zawracać głowy- odrzekłam z zakłopotaniem.
- I narazić się na gniew niewyspanej kobiety? W życiu- zaśmiał się
- Ej, może i wyglądam, ale jędzą nie jestem- odwzajemniłam uśmiech- Co tam gotujesz?
- Omlet. Nic specjalnego, ale będzie ci smakować
- Coś czuję, że wszystko, co wyjdzie spod twoich rąk będzie mi smakować- uśmiechnęłam się.
Do śniadania wypiliśmy gorącą kawę i pogadaliśmy jeszcze przez chwilę. Nim się zorientowałam zegar wskazywał dziesiątą.
- Muszę uciekać, praca wzywa.- powiedziałam wstając od stołu.
- Może cię odwieźć?- spytał
- Nie, dzięki, dam radę. Muszę jeszcze gdzieś wstąpić po drodze
Poszłam pozbierać swoje rzeczy i chwyciłam płaszcz. Mężczyzna odprowadził mnie do drzwi. Na odchodne rzekłam:
- Dziękuję za miły wieczór. Musimy to kiedyś powtórzyć.
- Cała przyjemność po mojej stronie- odparł uśmiechając się i pomagając mi ubrać płaszcz.

<Jasper?>

piątek, 27 stycznia 2017

Frank Albright

Imię i nazwisko: Frank Albright
Głos: Blood on my name - The Brothers Bright
Życie:

  • Wiek: 35
  • Płeć: Mężczyzna
  • Data Urodzin: 24.05
  • Orientacja: Heteroseksualizm, lecz bardziej jest aseksualny.
  • Praca: Jest asystentem najsłynniejszej adwokat w mieście, ale skrywa też i swoją drugą pracę, której nikomu nie powie...

Cechy Charakteru: Frank jest ułożony i spokojny, niezależnie od sytuacji, zawsze wie co powiedzieć, i jak się zachować. Zazwyczaj jest miły, jeśli ktoś go poprosi, doradzi w trudnej sytuacji, ale lepiej nie zdradzać mu swoich sekretów, bo nierzadko się zdarza, że wykorzystuje te informacje na swoją korzyść. Często się droczy, a jego odpowiedzi bywają sarkastyczne. Nie przepada za dotykiem, ma też "drobny" światłowstręt - ogólnie też nie bardzo lubi wychodzić na zewnątrz. Towarzystwo mu nie przeszkadza, dopóki ktoś go nie dotyka, czy chce wyciągnąć na słońce. Bywa wulgarny, ale to nie znaczy, że ma ubogi słownik. To tak jakby powiedzieć, że osoba, która ma tatuaż jest kryminalistą. Podsumowując: ogarnięty, sarkastyczny łobuz, który ukrywa swoje uczucia. I lubi kobiety. No i bourbon.
Aparycja: Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna. Włosy o kolorze ciemnego brązu. Kilkudniowy zarost, ale coraz częściej broda. Chodzi zawsze ubrany w koszulę, kamizelkę i krawat, gdyż czuje się w tym najwygodniej.
Partner: *Podnosi łapki* Szuka żony!.. A może jednak nie?
Rodzina: Ma tylko matkę - Helen. Ojca nigdy nie poznał i nie ma zamiaru
Historia: Frank był dzieckiem z gwałtu. Matka uciekła od swojego oprawcy od razu po porodzie i zamieszkała w Hirokiri. Chodził do jednej z najlepszych szkół. Od samego początku chciał zostać adwokatem, ale los chciał inaczej. Niestety nie podołał temu, lecz profesorka, z którą miał zajęcia widziała jego zapał do tego i zaoferowała mu pracę w swojej kancelarii jako asystent. Bez wahania przyjął tą pracę.
Inne: [1] [2] [3] [4] [5] [6] [7]
- Nie znosi pomarańczy.
- Uwielbia spacerować po cmentarzach.
- Bardzo dobrze gotuje.
- Uwielbia Blues'a i Jazz
Zwierzak: Marzy mu się kot, lecz jednak nie chcę na razie.
Kontakt: Tuśka123 [howrse.pl]
Mieszkanie: Jego mieszkanie wygląda jak współczesna siedziba ubogiego Drakuli.

czwartek, 26 stycznia 2017

Od Feliksa

Wsłuchiwałem się w jedną z kompozycji Mozarta, wyłapując przy tym ciekawsze smaczki, które byłbym w stanie wpleść w jeden z własnych utworów. Muzyka płynęła gładko, niczym strumień na którego drodze nie stoi żaden kamień stanowiący przeszkodę. Nagle zamiast jednostajnej melodii, o moje uszy obił się dźwięk telefonu, który zniszczył całą atmosferę i zagłuszył dzieło. Wstałem więc z materaca, aby wyłączyć odtwarzacz muzyki w komputerze i żeby odebrać telefon. Przyłożyłem słuchawkę do ucha.
- Halo? - Powiedziałem automatycznie, wyczekując równie automatycznej odpowiedzi.
- Halo? Pan Feliks... Zu... Zyu... Zyukołski? - Kochałem to jak osoby nie mówiące po polsku przekręcały moje nazwisko starając się wypowiedzieć to trudne słowo związane z chrząszczami.
- Tak, tak to ja. - Wyjrzałem przez okno, aby zaobserwować drzewa smagane przez wiatr.
- Witam, jestem właścicielem teatru, który poszukuje właśnie kompozytora. Mamy ambitny projekt, do którego potrzebna jest równie ambitna muzyka, a chodzą słuchy, że chętnie tworzy pan ścieżkę dźwiękową do spektakli. Jeśli zdecyduje się pan rozważyć tę propozycję, to wyślę wszelkie informacje na Pana maila i przez niego będziemy się kontaktować. - Mężczyzna mówił prędko i wyraźnie, zdając się mieć mało czasu.
- Proszę wysłać dokładne dane i kontakt. Muszę się zastanowić i zobaczyć, czy jest to tak ambitne jak pan obiecuje. - Zaśmiałem się do telefonu. Mężczyzna oznajmił, że za chwileczkę już wszystko będzie na mojej skrzynce odbiorczej i pożegnał się, rozłączając się w połowie słowa. Dzisiejsi ludzie są tacy zarobieni i prędcy. Robią wszystko szybko, nie zwracając uwagi na otaczający ich świat.
Odłożyłem telefon i sięgnąłem po laptopa, po czym uwalając się na materacu oczekiwałem na maila, włączając i na nowo wsłuchując się w muzykę Amadeusza. Kiedy list przyszedł, szybko kliknąłem w jego tytuł i wgłębiłem się w lekturę.

Spojrzałem jeszcze raz na karteczkę z adresem, a następnie na budynek, w którym znajdował się teatr. Był mały, ale zadbany i sprawiał wrażenie bardzo przytulnego. Otworzyłem powoli drzwi i wszedłem, wcześniej otrzepując buty ze śniegu. Kiedyś mnie trafi przez tą pogodę. Już przez pewien czas było ciepło, po czym znowu nadeszły mrozy, które przyprawiały mnie o chęć zostawania w domu przez kolejne dni. Tygodnie. Miesiące. Będąc już w ciepłym budynku zdjąłem rękawiczki i wepchnąłem je do kieszeni puchowej kurtki w kolorze brudnej musztardy. Rozwiązałem również szal, zostawiając go przewieszony przez kark. Usłyszałem szybkie kroki i zobaczyłem przed sobą miłego, starszego mężczyznę z delikatną siwizną. Był ubrany elegancko i aż głupio zrobiło mi się na myśl mojego rozciągniętego swetra od babci. Energicznie mnie przywitał i zaprosił do oglądania teatru, mówiąc, bym czuł się jak w domu, po czym sam zniknął za jakimiś drzwiami, mając widocznie dużo rzeczy do roboty. Prawdopodobnie wszelkie formalności załatwimy później, gdy zdeklaruję się co do pracy tutaj.

Budynek był kameralny, więc szybko się w nim zauroczyłem i dosłownie poczułem jak w domu. Gotów byłem spędzić tu noce i dnie, szukając inspiracji do pisania i grania. Uważnie rozglądnąłem się po holu, ciesząc przy tym oko delikatnie wykończonym wnętrzem. Kiedy uznałem, że będę miał jeszcze czas tu wrócić, ruszyłem do sali oznakowanej wejściem na salę. Wszędzie było ciemno, oprócz sceny, która była dokładnie oświetlona. Nikogo nie było, dzisiaj teatr był zamknięty. Usiadłem w jednym z środkowych rzędów, odprężając się i czekając na wenę, która równie dobrze mogła się nie pojawić. Nawet jeśli by się nie zjawiło, to miałbym wspomnienie z odpoczywaniem w przyjemnym miejscu. Nagle zamiast melodii, która już układała się w mojej głowie, usłyszałem powolne kroki, a następnie donośny, męski głos, który po chwili przerwy zaczął recytować jakąś sztukę. Otworzyłem oczy i wbiłem wzrok w scenę, na której stał ciemny blondyn o szlacheckich rysach twarzy. Co jakiś czas inaczej intonował wypowiadane słowa, przyprawiając mnie przy tym o gęsią skórkę i dreszcze. Zagryzłem wargę, patrząc jak wczuwa się w każde słowo, jak oddaje się swojej pasji, którą widocznie była gra aktorska. Jego mimika zmieniała się z każdym słowem, a dłonie energicznie gestykulowały, zwalniając w spokojniejszych momentach. Nie grał tylko głosem jak niektórzy aktorzy. Grał całym ciałem. Każdym, najmniejszym atomem. Cała sala buzowała jego emocjami, a ja wraz z nią. Kiedy skończył, ukłonił się nisko, wprawiając swoją prawą dłoń w rozmach. Wyprostował się, a ja zacząłem klaskać jak nienormalny, wprawiając przy tym mężczyznę w niemałe zdziwienie.

<Hayden? Och weno ma gdzieś ty się podziała>

Od Haydena c.d Jane

Tydzień zleciał naprawdę w oka mgnieniu. Byłem tak zgoniony, że nawet nie zauważyłem nadejścia piątku, po którym miałem jechać z Jane i Argonem nad jezioro.
Obudziłem się wcześnie, by punktualnie pojawić się na próbie w teatrze. Jedno z największych naszych przedstawień miało odbyć się lada chwila, a ja dostałem główną rolę. Zbiegłem po schodach, cudem nie potykając się o śpiącego na nich Argona, po czym zrobiłem sobie szybkie śniadanie. Gdy woda w czajniku zaczynała powoli się gotować, odblokowałem telefon z zamiarem zadzwonienia do Jane. Rzuciłem jeszcze okiem, czy przypadkiem nie jest za wcześnie - nie chciałem jej przecież obudzić. Była prawie dziewiąta, więc wybrałem numer dziewczyny. Jane odebrała bardzo szybko, czego się nie do końca się spodziewałem.
Po krótkiej wymianie zdań, szatynka zapytała, czy możemy wyjechać jeszcze dzisiaj. Zmarszczyłem, zastanawiając się, co miałem do zrobienia. Propozycja Jane bardzo mi się spodobała, ale był jeden kłopot - próba, na której musiałem się pojawić.
- Moglibyśmy jechać dzisiaj, ale dopiero po południu - westchnąłem, zalewając moją kawę gorącą wodą. Po całym mieszkaniu rozeszła się woń napoju, przez co uśmiechnąłem się pod nosem.
- Jeśli to kłopot, to możemy jutro, przecież nie ma problemu - usłyszałem cichy śmiech dziewczyny.
- Nie, nie, ja sam wolałbym wyjechać jeszcze dzisiaj, ale muszę iść na próbę - odparłem, po czym odepchnąłem nogą Argona, który zaczął podgryzać moje buty. Wtedy do głowy wpadł mi pewien pomysł. - Ale mogłabyś przyjść na próbę, będzie Argon i zobaczysz przedpremierowo nasz spektakl, a zaraz po tym pojedziemy. Oczywiście, jeśli chcesz.

Jane?

Jagna Triwaszenko

Imię i nazwisko: Jagna Triwaszenko
Głos: The Wooden Girl ~Thousand Year Wiegenlied
Życie:
  • Wiek: 20 lat
  • Płeć: Kobieta
  • Data urodzenia: 19 sierpnia
  • Orientacja: Heteroseksualna.
  • Praca: Kreatorka obrazu (ogrodniczka), uczy się też botaniki. - Studiuje botanikę.

Cechy charakteru :Jagna to miła i wesoła dziewczyna o złotym oraz dużym sercu. Nie odmawia pomocy, potrzebującym. Kocha to co robi, i stara się brać od życia wszystko co jej daje. Nikt jeszcze nie widział jak płaczę, więc czasami denerwuje swoją wesołością.
Niektórzy mówią, że jest wredna. Czy to prawda ? Nie sądzę, jest po prostu brutalnie szczera. Jest też niepoprawną marzycielką, chciałaby popłynąć w romantyczny rejs. Mawiają o niej również, że swoją gadatliwością, przebije polityka, a żartami najlepszego komika. - Nie dajcie się zwieść, ma suche żarty, i nie lubi kłamać ani mówić po próżnicy, więc nijak nie pasują do niej te plotki.
Aparycja : Zgrabna, odpowiednio zaokrąglona. Jej jadowite, zielone oczy potrafią zajrzeć w dusze człowiekowi. Najczęściej ubiera się, właśnie pod kolor oczu. W jej garderobie, nie rzadko można natrafić na srebrne, drobne drobiazgi.
Ognista fala włosów, czasami jest spętana w wysoki kucyk.
Partner : Nie ma, ale czeka na marynarza. A jak się nie trafi, cóż złapie w swe sidła innego.
Rodzina: Mieszka na obrzeżach miasta i nie może zaakceptować pracy Jagny.
Historia: Miała pracować w małej rodzinnej księgarni. Ale pewnego razu, zobaczyła książkę botaniczną, która ją zaciekawiła. I tak też wkręciła się w świat roślin, później znalazła stosowne studia i skończyła na inżynierce obrazu naturalnego. Teraz dodatkowo, studiuje botanikę.
Ciekawostki: Uwielbia lody śmietanowo-truskawkowe i truskawki ze śmietaną w każdej postaci.
Mieszkanie: Małe, z dużą ilością książek i roślin.
Inne :
\x\ \x\ \x\ \x\ \x\ \x\
Kontakt: Asterix Amelia

wtorek, 24 stycznia 2017

Od Jasper'a cd Samanth'a

- Też tu nie bywam. Mają u pyszne wino. Zaprosiłem cię tu byśmy napili się wina i porozmawiali. Weźmiemy wino na drogę i pojedziemy coś zjeść do mojego domu.
-Ja myślałam, że tu zjemy.. -była zdziwiona
- Jak chcesz możemy tu zjeść, ale pomyślałem, że źle będziesz się czułą w takim towarzystwie.
Wiedziałem, że miałem racje. Schyliła głowę. A ja lekko się uśmiechnąłem.
- Wiec? Gdzie zjemy?
-Masz racje nie odpowiada mi to towarzystwo wole wypić wino i zjeść u ciebie- odparła
Uśmiechnąłem się i kiwnąłem do kelnera. Przyszedł.
-Czym mogę służyć? -zapytał
- Poproszę jedna butelkę czerwonego wina Single Harvest 1964, a drugą butelkę prosze zapakować na wynos - pościłem oczko do kelnera
- Ah oczywiście - kelner zrozumiał i odszedł
Spojrzałem na Samanthe.
- Więc- spojrzałem na nią z  szelmowskim uśmieszkiem. Kelner przyniósł kieliszki i nalał nam wina. Zaczęliśmy swobodną rozmowę. Gdy ona się rozgadała ja słuchałem  przyglądając się jej.
Minął nam czas. Wypiliśmy małymi łyczkami wino. Posmakowało jej i to bardzo.
Nagle, gdy zobaczyłem, że Samantha mi się przygląda.
- Jasper, leci i krew z nosa... - odparła
Ja dotknąłem prawą dłonią nosa i spojrzałem na nią. Byłą w czarnej mazi zwaną krew.
- Przepraszam cię na moment.
Wstałem i poszedłem do toalety. Umyłem twarz i ręce. Spojrzałem na siebie w lustrze. Zza eleganckiej koszuli leciały ciemne strugi jakby żyły w stronę mojej górnej części ciała czyli głowy.
Wyjąłem z kieszeni spodni małe opakowanie po miętowych cukierkach i zażyłem jedna mała pastylkę. Widziałem jak powoli cofają się z powrotem. Wziąłem wda wdechy i oddechy i wyszedłem z łazienki. Wróciłem do stolika.
- Głodna? - zapytałem
- Tak teraz już tak - odparła z uśmiechem
Wyciągnąłem rękę, a ona złapała. Poszliśmy do wyjścia. Przed wyjściem zatrzymał mnie kelner dając mi zapakowana butelkę szampana. Zapłaciłem mu i dałem wysoki napiwek. Otworzyłem wyjście by Samantha wyszła pierwsza. Wyszedłem tuż za nią.
- Masz samochód ?- Zapytała
- Nie - Samantha po tych słowach zbladła
Zaśmiałem się w głowie, a na twarzy miałem uśmiech.
-Ale od kolegi pożyczyłem - odparłem
Wyjąłem kluczyki i wcisnąłem guzik. Alarm otwieranej blokady drzwi był tak donośny, że łatwo było rozpoznać z którego uta on dochodzi.

Zdziwiła się.
-Twój kolega musi mieć lepszą pracę. - odparła podchodząc do auta
- pracuje tam gdzie ja - odparłem
-a ty nie masz auta ? - zdziwiła się
- wole nie marnować pieniędzy na niepotrzebne rzeczy wole zbierać na coś co będzie potrzebne - odparłem
Otworzyłem jej drzwi do auta a ona wsiadła. Wsiadłem na miejsce kierowcy.
- Ale masz prawo jazdy prawda ?- zapytała zapinając pas
- Pewnie - zaśmiałem się
Wrzuciłem kierunek i ruszyłem. Jechałem wolno i z przepisami nie potrzebne były mi popisy jak inni to robili drogimi autami.
- Dalej nie wiem gdzie pracujesz - odparła
-Pracuje w wojsku - odparłem z lekkim uśmiechem
- oł teraz juz wiem czemu twojego znajomego stać na auto - zaśmiałą sie
- heh tak to prawda dużo zarabiamy odparłem ale tylko ci, którzy maja stopień wysoki czyli Generał i pułkownik - odparłem
- A ty kim jesteś ? -zapytała i spojrzała na mnie
Zauważywszy jej wzrok i uśmiechnąłem sie .
- Ciekawska jesteś - odparłem
- Nie dla tego zapytałam. Ty wiesz gidze pracuje. - odparła
- Jestem pułkownikiem - odparłem jadąc,
Zaparkowałem na podjeździe i zgasiłem silnik. Spojrzałem na dziewczynę z uśmiechem.
- I uprzedzę twoje pytanie. Tak dużo zarabiam ale połowę oddaje na fundacje bo nie jest mi potrzebna a im sie przyda. Mógłbym , gdybym chciał mieć większy dom piękniejszy jak i mieć super auto. Ale po co mi to jak nie to mnie uszczęśliwia?
Patrzyłem na nią, a ona na mnie.  Byliśmy blisko siebie.
Wysiadłem nagle z auta i obszedłem z drugiej strony. Otworzyłem jej drzwi. Wysiadła i zobaczyła mały rodzinny domek.
- Mały ale i tak ładny - odparła
- Nie wykończony - odparłem
Podszedłem do drzwi i je otworzyłem .
- Zapraszam - skinąłem ręką.
Pokazałem jej gdzie jest łazienka jakby chciała skorzystać.
- To ja skorzystam od razu. Za dużo wypiłam - uśmiechnęła się
- Dobrze w takim razie ja zaczynam gotować.
Zajęło mi to krótką chwilę, gdyż produkty były już przygotowane. Gdy Samantha weszła do kuchni pachniało przepięknie.
- Co robisz? - zapytała i usiadła na krześle przy wyspie.
- Risotto na białym winie z kurczakiem - odparłem
Samantha była pod wrażeniem nie tylko zapachu, ale i tego co gotowałem. Gdy danie było gotowe podałem jej na talerzu danie.
Znalezione obrazy dla zapytania Risotto z kurczakiem
- Buon appetito - odparłem w jerzyku i akcencie włoskim
Samantha była pod wrażeniem widać to było po niej. Zaczęliśmy jeść. Pierwszy jej kęs i od razu była pod wybuchem smaku.
- To jest wyborne ! - odparła zachwycona i zaczeła jeść i delektować się
- Ma sie rozumieć. Wszystko świeże brak jakich kol wiek nawozów. A przepis od mojego starego znajomego. Byłego mistrza Kuchni Włoskiej we Włoszech.- Odparłem delektując się daniem
Gdy skończyliśmy jeść, zaprosiłem ja do salonu. Gdzie na małym stoliczku stały dwa kieliszki wybornego wina , oraz na talerzu ciasteczka. usiadła i napiła się wina.
- Co to za pyszności. - pokazała na ciasteczka
- To jest Ricciarelli. Mówiąc w skrócie, to takie ciasteczka z migdałowej bezy oraz ze skórką z pomarańczy co daje fajny aromat - odparłem z uśmiechem wypijając łyk wina.
Samanth'a spróbowała i ciasteczka, które było znakomite.
- Najlepsze ciastka jakie jadłam !- odparła
- Ma się rozumieć - zaśmiałem się
No i zaczęła się rozmowa. Dowiedziałem się wiele o niej. A ona o mnie. Ma się rozumieć nie o chorobie leć o życiu . O tym co się stało z ojcem. O tym, że mam koszmary nocne i uczulenie na maliny. Także o tym że świetnie gotuje różne zagraniczne potrawy.

Samantha? ( Krótkie ?xD )

Od Sui CD Vanessy


-Oczywiście. -Kiwnęłam głową, wyciągnęłam umowę. -Proszę przeczytać i podpisać. Zawiera zabezpieczenie i deklaracje o zachowaniu danych osobowych w tajemnicy. Zapewnia również dolę ze sprzedaży, w zależności od sprzedanych egzemplarzy z Tym artykułem. -Wyjaśniłam podsuwając dziewczynie dokument.
-Wszystko w porządku ? -Zapytałam, kiedy kobieta czytała umowę.
Kiedy wszystko okazało się w porządku, dodałam jeszcze :
-Jeżeli się pani jakieś pytanie nie spodoba, proszę powiedzieć, to wymyślę coś bardziej stosownego. -Powiedziałam, to było słuszne zagranie.
Ostatnie trzy pytania :
-Czuje się Pani, przytłoczona przewagą mężczyzn w policji kryminalnej ?
-Często, otrzymuje Pani propozycje matrymonialne od kolegów z pracy ? - Sens tego pytania, doszedł do mnie dopiero wraz z przeczytaniem. Czułam, jak moja twarz pali się ceglaną czerwienią. Wstyd mi było, ponieść spojrzenie na kobietę. Wbiłam usilnie wzrok w ekran, a palce na klawiaturze drżały, z oczekiwaniem na odpowiedź.Przeklinałam w duszy swojego naczelnika, i obiecałam że zaraz po napisaniu tego artykułu, odmówię prowadzenia wywiadów.
Chciałam wyjaśnić, tej pewnie zniesmaczonej i poirytowanej kobiecie, że to nie moja wina, i że to nie Ja układałam te durne pytania.
-Ostatnie pytanie. -Oświadczyłam z ulgą. -Satysfakcjonuje Panią ta praca ? Jeżeli "nie" proszę uzasadnić, jeżeli "tak" również proszę o uzasadnienie.  Przepraszam, jeżeli Panią dręczę. Taką mam prace. -Wyrwało mi się, i schyliłam głowę. Czemu ja to powiedziałam ?  - Westchnęłam. - Nie miałam bladego pojęcia, czemu to dodałam. Chyb po prosu, zażenowanie pytaniami od naczelnika, których nie zdążyłam przeczytać i poprawić przed zjawieniem się Vanessy, sięgnęło zenitu.

<Vanessa ? > 

niedziela, 22 stycznia 2017

Od Jane Cd. Hayden

Dni mijały mi bardzo szybko, nie obejrzałam się nawet, a już był piątek. Obudziło mnie głośne pukanie do drzwi. Niespodziewany i dość natarczywy gość nie dawał mi spokoju i po pięciu minutach wciąż stał pod drzwiami, pukając z tą samą zawziętością. Podniosłam się, zawinęłam szlafrokiem i podreptałam do drzwi, a gdy je uchyliłam, moim oczom ukazał się wysoki mężczyzna, którego imię najchętniej bym dawno zapomniała. Johnatan Mason. Mój ojciec, we własnej osobie! Niezwykłe, że nie potrafił znaleźć numeru mojego telefonu, aby złożyć mi życzenia urodzinowe, ale odnalazł mój adres.
- Jak miło znowu cię zobaczyć, Jane - ojciec uśmiechnął się przychylnie i bezczelnie próbował mnie odsunąć, aby wejść do mojego mieszkania, jednak odepchnęłam go, obrzucając zimnym spojrzeniem.
- Jesteś żałosny - warknęłam przez zaciśnięte zęby. Niewiele brakowało, a rzuciłabym się na niego, za co zapewne odsiedziałabym paręnaście lat w więzieniu.
- Nie przywitasz się z tatusiem? - wyszczerzył się złośliwie, widząc narastającą we mnie złość.
- Jeśli przez 10 minut się nie ulotnisz, wezwę policję. - Nim mężczyzna zdążył cokolwiek dodać, z impetem zamknęłam mu drzwi prosto przed nosem.
Wzięłam kilka głębszych oddechów i wróciłam do sypialni, dobierając sobie kilka wygodnych ubrań, w które szybko się przebrałam. Przeszłam do kuchni, w której zrobiłam sobie naleśniki. Usiadłam przy stole i trzymając w ręku telefon, zajadałam się śniadaniem.
W pewnym momencie mój telefon zaczął wibrować, a na wyświetlaczu wyświetliło się imię. Hayden.
- Halo? - doszedł do mnie lekko zaspany, jednak dalej tak samo ciepły głos właściciela uciekiniera, którego odnalazłam w parku.
- Dzień dobry - powiedziałam, uśmiechając się pod nosem.
- Cześć, chciałem się dopytać, co do naszego jutrzejszego wyjazdu. - Przerwał mu głośny szczek Argona, którego uciszył subtelnym Zamknij się, rozmawiam. - Kiedy moglibyśmy wyruszyć?
- Nie mam dzisiaj żadnych projektów do wykonania, więc jeśli nic dzisiaj nie robisz, to moglibyśmy wyjechać jeszcze dzisiaj - zaproponowałam i podniosłam się, odkładając talerz do zlewu.

Hayden? Przepraszam, że tak długo, ale szkoła to okropne stworzenie, żywiące się moim czasem :c

sobota, 21 stycznia 2017

Od Samanthy cd. Jasper

Włożyłam klucz do zamka od drzwi i przekręciłam. Moje skonsternowanie zaczęło dotrzymywać towarzystwa zdziwieniu. Drogę na górę pokonałam rozmyślając o rozmowie z mężczyzną.  Jeden wieczór, kilkanaście minut drogi, a dostarczyło mi więcej emocji niż mogłoby się wydawać. W głowie roiły mi się tysiące pytań. Na żadne z nich nie potrafiłam znaleźć odpowiedzi. Przede wszystkim- skąd Jasper zna moje nazwisko. Może go wcześniej spotkałam, ale tego nie pamiętam? Przedstawiłam mu się jako Samantha Fox? A może po prostu bawił się w inwigilowanie. Nie, to na pewno nie to. Człowiek mogący spotkać się z burmistrzem, a szczególnie Heymithem może o wiele więcej niż przeciętna osoba z wyższych sfer. Ale na takich ludzi się przecież nie trafia, to nierzeczywiste. Zamknęłam drzwi od wewnątrz i zrzuciłam kurtkę wraz z torbą na wieszak. Trampki, które nosiłam cały dzień zamieniłam na wygodne kapcie. Od razu poczułam jak część zmęczenia ze mnie schodzi. Skierowałam się wprost do kuchni. Cały dzień nic nie jadłam, a mój brzuch domagał się choć dwóch gryzów czegokolwiek. W lodówce znalazłam wczorajszy makaron. Wrzuciłam go do mikrofalówki na dwie minuty. Po upływie tego czasu usłyszałam pikanie i wyciągnęłam swoją kolację. Do kieliszka nalałam wina i usiadłam na kanapie przed telewizorem. Wieczór minął mi miło i nadzwyczajnie szybko. Nie opuszczały mnie jednak myśli o dzisiejszym dniu. Ani wątpliwości. Może rzeczywiście za dużo myślę i się przejmuję? Cóż poradzić, podejrzliwa ze mnie osoba. A może raczej ciekawa świata. Po zjedzeniu posiłku pozmywałam naczynia i wskoczyłam do wanny. Kolejna chwila odprężenia, wieczór stawał się coraz lepszy i lepszy. Ostatnim elementem było po prostu pójście do łóżka. Świeżo wyprana pościel pachniała niesamowicie i sprawiła, że zasnęłam w mgnieniu oka.

Rano obudziło mnie tłuczenie się sąsiada z góry. Ściany nie były dźwiękoszczelne, a szkoda. Dziś miałam dzień wolny, przyznam, że należał mi się jak mało komu. Spędziłam go tak, jak na to zasługiwał- nic nie robiąc. Uwielbiałam takie dni jak ten, kiedy mogłam po prostu leżeć w łóżku i się obijać. Około południa przeniosłam się na kanapę z zamiarem obejrzenia jakiegoś filmu. Pierwszy kanał, jaki moje oczy ujrzały to stacja poświęcona informacjom. Elegancko ubrana dziennikarka podstawiała mikrofon pod nos pewnemu mężczyźnie. Nie był to nikt inny jak szanowny pan burmistrz. Zwykle omijam jego wypowiedzi szerokim łukiem, jednak jego widok przywołał mi na myśl ostatnie spotkanie. I znowu wszystko wróciło. Starzec opowiadał o swojej polityce i zmianie niektórych przepisów. Oczywiście na korzyść tych bogatszych, w końcu to oni byli siłą napędową tego miasta. Dzisiaj i ja, przez krótką chwilę będę się obracać wokół tego towarzystwa. Aruana była jedną z tych ekskluzywniejszych restauracji. Nie bywałam w tamtych okolicach zbyt często, ale kiedy już się tam znalazłam mijałam facetów w garniturach i eleganckie kobiety. Plan pójścia tam w jeansach ewidentnie nie wypali. Pora była już najwyższa, aby się zbierać. Udałam się więc do łazienki, aby wziąć szybki prysznic. Po odświeżeniu się wyprostowałam włosy i wykonałam makijaż. W międzyczasie zadzwoniłam po taksówkę, gdyż nie uśmiechało mi się iść na miejsce spotkania piechotą. Założyłam kolczyki, które niegdyś dostałam od mamy, a następnie otworzyłam szafę w poszukiwaniu czegoś, co względnie nadawałoby się do ubrania. Na wzrok napatoczył mi się czarny kombinezon i biała marynarka. Założyłam strój na siebie, a na nogi ubrałam czarne szpilki. Prosto i klasycznie, to musi wystarczyć.

Złapałam w rękę torebkę i użyłam perfum, w których zdawało się czuć nutkę fiołka i wanilii. W tej chwili dostałam telefon, że mój transport już czeka. Założyłam więc płaszcz i zeszłam na dół.
Podróż trwała piętnaście minut, a taksówkarz starał się ją mi skutecznie umilić. Zapłaciłam mu i pożegnałam się. Budynek robił wrażenie. Czuć było ten przepych i ekskluzywność. Weszłam przez szklane drzwi i podeszłam do starszego pana stojącego przy czymś przypominającym ambonkę.
- Dobry wieczór, mam zarezerwowany stolik, nazwisko Pine.- odparłam nieco nieśmiało
- Ach tak, już panią zaprowadzę- odrzekł z ciepłym uśmiechem na twarzy.
Weszliśmy na salę, która była wypełniona po brzegi. Pracownik prowadził mnie żwawym krokiem.
- To tutaj, świetny wybór.- odparł odsuwając mi krzesło.- Podać kartę?
- Nie, nie. Czekam na kogoś
- Rozumiem, proszę dać znać, kiedy będzie pani gotowa- powiedział miłym tonem i odszedł.
Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 19:55. Chyba się trochę pospieszyłam. No nic, lepiej to niż być spóźnionym. Kilka minut później moim oczom ukazał się Jasper.
- Długo czekasz?- zapytał z troską w głosie
- Nie, właściwie to sama jestem sobie winna.
Usiadł naprzeciwko mnie i skinął na kelnera. Ten w mig przyniósł nam menu.
- Nie bywam tutaj zbyt często. Może coś polecisz?- spytałam uśmiechając się.

<Jasper?>

czwartek, 19 stycznia 2017

Od Jasper'a cd Samantha

Dawno nie odprowadzałem damy więc dobrze mi zrobi przejście się z tak uroczą damą . Samantha wydawała się być odważna damą. Obserwowałem ją dziś cały dzień w restauracji. Gdy ruszyliśmy panowała cisza. Wtedy wyszła mi myśl, a raczej pytanie.
- Co myślisz o rządach  Black'ów?
- Twarda ręka lepiej się nie buntować - odparła stanowczo
- Hmm z bliska nie wygląda, aż tak strasznie - odparłem z uśmiechem
- Widziałeś go na żywo ? Oko w Oko ? ! - tak się zdziwiła, że aż się zatrzymała
- No tak - uśmiechnąłem się
Ruszyliśmy dalej.
- Nie wierzę ci, że nie wygląda strasznie zawsze na bilbordach i gazetach wyglądał jakby był synem szatana lub samym szatanem !
Zamyśliłem się.  Heymith był już stary.. ale czy miał minę jakby mógł zabić? Wtedy sobi ego wyobraziłem.
- Pilnuje Miasta twardą ręką. Jest co prawda srogi i daje wysokie kary, ale zrozum go stracił syna... inni młodzi pupilkowie chcą zepchnąć go ze szczytu i przejąć władzę. Budował to miasto.. reguły... - rozmachnąłem ręką po okolicy. - Wszystko to dla syna.. dla syna imperium.. Ale po jego stracie.. no cóż.. próbował wziętość się w garść i postawić wszystkich do pionu.
- nie patrzałam nigdy z tej strony - spojrzała na mnie
Uśmiechnąłem się niemrawo.
- Wszystko dobrze ? - zapytała
- Tak jak najbardziej - odparłem z uśmiechem
Nie było w porządku.. przypomniał mi się ojciec..mój własny. Też twardą ręką mnie wychowywał. Odkąd matka zmarła. Chodź nie znałem jej.. to wiedziałem, że była wspaniałą kobietą. Ojciec jak byłem mały godzinami o niej opowiadał. Jak się poznali... jak zakochał się w niej. Wtedy on sam ożywał. Stawał się nie żołnierzem, który musi dyscyplinować syna by wyrósł na porządnego mężczyznę tylko jak ojciec czuły..
Wtedy wyrwałem sie z zamyślenia i stanęliśmy pod drzwiami kobiety.
- Miło było cie odprowadzić Samantho
- Mi również było miło
- Może rozważysz moja propozycję, którą ci powiem. Zapraszam się w weekend w sobotę do restauracji Aurana - odparłam z uśmiechem
Znalezione obrazy dla zapytania Chris Pine
Moja twarz od razu rozpromieniała. Dziewczyna uśmiechnęła się i pokiwała głową.
- Rozważę twoją propozycje o której godzinie ? - zapytała
- 20.00  stolik na nazwisko Pine - odparłem
Pocałowałem na pożegnanie kobiecą dłoń.
- To do jutra Samantho Fox
Gdy odchodziłem widziałem zdziwioną minę dziewczyny. Nie dziwie się. Znałem jej nazwisko chodź podała tylko imię.
Wróciłem do domu. Zaparzyłem sobie rumianek. Postanowiłem iść do swojego tajnego pokoju*
by przy herbacie poczytać. Postawiłem na stoliku szklankę i podszedłem do regału. Oczywiście nie było tego długiego żyrandolu.. Była przy sufitowa lampa ledowa. A koło sofy stała duża lampa by móc oświetlać pokój by lepiej się czytało, bądź zdrzemnąć się. Wybrałem "Kosmiczna Burza". Po prawej stronie miałem starą mapę świata, która została przez ojca odnaleziona na misji i podarowana mi po jego śmierci. Nie oddałem jej do muzeum tylko sam oprawiłem w ramę i wstawiłem szkło. Po lewej stronie miałem dzisiejszą mapę świata. Rząd pozwolił mi wziąć najnowsza mapę, z powodu zaufania. Też oczywiście była w ramie i w szkle. Nad ramami wisiały lampy i włączą się tylko na rozkaz " świeć" tak były na głos. Biorąc książkę do ręki spojrzałem na znalezioną przez mego ojca mapę. Była niesamowita. Miałem marzenie przestudiować ją kiedyś ale brak czasu.. praca.. A to wymaga sporo czasu.. Usiadłem wygodnie na sofie i zacząłem czytać. Czas mi mijał a moje oczy zmorzył sen. Obudziłem się koło 9.45. Wstałem z kanapy zesztywniały. Poszedłem po ćwiczyć i pobiegać w około okolicy. Gdy wróciłem poszedłem się kąpać i zmienić ciuchy. Sprawdziłem czas. Punktualnie wyrobiłem się do 12 godziny. Popsikałem się perfumem i poszedłem do kuchni. Zaparzyłem kawę i wypiłem. Ciepła mocna kawa o poranku a raczej południu jest cudowna. Pomyślałem co by tu zjeść. Zrobiłem sobie lazanie. Nie chciało mi się iść do restauracji. Wolałem coś ugotować pysznego u siebie. Po zjedzeniu i umyciu naczyń schowałem resztki lazanii do lodówki.
Zamyśliłem się i spojrzałem na czas. Dziś piątek mam nockę. Dobrze się składa jutro przyjadę rano i się wyśpię na wieczór.

Samantha? (PS. Rozpisałem sie xD)
*pokój jest pod liczbą 7 w zdj. domu 

Od Sui


Zazwyczaj nie musiałam wychodzić z domu, by napisać jakiś artykuł dla luksusowej gazety, teraz jednak musiałam posiłkować się czymś więcej niż książki i informacje zawarte w internecie. Musiałam umówić się z kimś, kto miałby trochę czasu i pracował dla kryminalnych.

-Diabli by wzięli, te głupie puste babki... Nie mogą lubić innych tematów ? -Zaszlochałam, tuląc się do poduszki. Musiałam jednak wziąć się w garść, jedno spotkanie nie mogło mnie przecież zabić. Redaktor był dla mnie tak wyrozumiały, że załatwił mi kogoś od kryminalnych i to Kobietę ! To zdecydowanie ułatwiało mi pracę oraz ograniczało ilość obowiązkowych rozmów do minimum. Odetchnęłam i podeszłam do szafy.

-Nawet nie wiem, w co się ubrać na spotkanie z kimś. -Westchnęłam żałośnie. Aż w końcu decyzja padła, na koszulkę, ale kimono, tylko bez rękawów i miniówkę zakrywającą pół uda. Wszystko w kolorach bieli i czerni. Do tego zrobiłam sobie dwa kucyki. Wychodząc, wzięłam laptopa, i udałam się w umówione miejsce.






Czyli do mojej ulubionej, cichej kawiarni. Redaktor powiedział, że przekazał kryminalnej, iż z łatwością mnie pozna. A jak, Ja poznam Ją ? - Byłam pół godziny przed czasem, więc zamówiłam swoje ulubione ciastko i herbatę.

Odpaliłam laptopa, by sprawdzić w ogóle o czym ma się toczyć rozmowa.
Dowiedziałam się, że moja rozmówczyni nazywa się Vanessa Hope. Stwierdziłam, iż do takiej pracy ma niezłe nazwisko. Kiedy spojrzałam na to, jakie pytania mam jej zadać myślałam, że zapadnę się pod ziemię.

Poza ogólnym dowiedzeniem się, na czym polega, praca kryminalnych miałam się dowiedzieć czy: "Nasze czytelniczki pytają się, czy Ci wszyscy fajni chłopcy są gejami, czy rzeczywiście tak dbają o swoją kondycję ?". Pokręciłam mocno głową, zwyczajnie nie mogłam o to spytać. No bo jak ? Ja! Osoba, dopadnięta fobią społeczną, lubiąca osamotnienie. Miałam nie dość, że zrobić artykuł z wywiadem, to jeszcze pytać o takie głupoty.
Postanowiłam, że spytam inaczej: "Czy w policji kryminalnej, jest przewaga któreś płci i czym jest to uwarunkowane. " . Tak to zdecydowanie było lepsze pytanie. W ogóle zaczęłam poprawiać te bzdurne pytania, nerwowo patrząc na zegarek, a do ciastka zamówiłam kawę, a herbatę odstawiłam na bok.

"Czy podniecają panią, koledzy z pracy ?" - Rany Chrystiana Andersena. Następnym razem, sprawdzę pytania, od redaktora, a nie z zaufaniem idę. -Westchnęłam, poprawiłam to na: "podoba się pani ta ciężka praca ?"

To chyba było, ostatnie głupie pytanie.
Zresztą, na więcej i tak nie miałam czasu, kawę wypiłam, a obok mnie stanęła pewna kobieta.
Jeżeli jest tam coś nieodpowiedniego, to się powieszę. - Stwierdziłam w myślach.

<Vanessa ?>

poniedziałek, 16 stycznia 2017

Feliks Żukowski


Imię i nazwisko: Feliks Żukowski
Głos: Piotr Zioła - Safari 
Życie: 

  • Wiek: Dwadzieścia trzy jesienie
  • Płeć: Mężczyzna
  • Data Urodzin: Trzynasty października
  • Orientacja: Biseksualna
  • Praca: Komponuje muzykę do spektakli teatralnych

Cechy Charakteru: Niezwykle spokojny mężczyzna. Istota o wrażliwych odczuciach i emocjach. Czuły, troskliwy i opiekuńczy. Czasem zdający się żyć we własnym świecie pełnym miłości i uczuć. Delikatny niczym płatek róży romantyk, który żyje chwilą i kieruje się słowami "Carpe Diem". Inteligentny i do tego niezwykle pomocny, podaje swoją dłoń każdemu kto jej potrzebuje. Mimo wszystko wydaje się niezwykle melancholijny i nieco osowiały. Jest tak dlatego, ponieważ chłopak jest tak spokojny, że momentami człowiek zastanawia się, czy jeszcze żyje. Nie lubi się spieszyć, woli zastanowić się nad chwilą i powoli ją przeżyć. Utalentowany i mądry, jednak nie lubi się tym chwalić. Jest zapewne jedną z najskromniejszych osób jaką spotkasz na swojej drodze. Lubi zastanowić się po kilka razy zanim coś zrobi, dokładnie rozpatrzyć każde możliwe wyjście z danej sytuacji. Mimo swojego wrodzonego spokoju i opanowania potrafi być impulsywny i działać szybko. Najczęściej zdarza się to gdy jest pod presją czasu, albo w stresie. Stres to jego nawiększy wróg. Paraliżuje on Feliksa, bądź doprowadzają do szału i wytrącenia z równowagi.
Nienawidzi sprowadzać na siebie nieszczęścia i wrogów, woli zjednywać sobie osoby i być z nimi w dobrych relacjach. Jest bowiem niezwykle otwartą na znajomości osobą, która chętnie przebywa między ludźmi. Kiedy zaczyna opowiadać wydaje się jakby zamykał się w swoim świecie i mówił do wielkiej widowni. Posługuje się jezykiem prostym, aczkolwiek jego barwa głosu sprawia, że brzmi jakby wypowiadał wiersze, których słownictwo jest bogate w trudne słowa. Konwersacja i zacieśnianie więzi międzyludzkich to jedne z jego ulubionych rzeczy. Przepada za zapoznawaniem się z różnymi punktami spostrzegania świata. Ciekawi go ludzka psychika i myśli. Pragnie przyswajać wiedzę i dowiadywać się nowych ciekawostek. Równie mocno chce zapoznawać się z każdą rasą uczęszczającą do tej szkoły.
Lojalny. Z osobami, z którymi dzieli szczególne wspomnienia, czy też po prostu za nimi przepada, potrafi przebywać długo i blisko. Nie odwróci się od człowieka tak prędko, będzie walczył o każdą znajomość, którą uważa za cenną. Takowe osoby stara się bronić za wszelką cenę, odsuwać je od zła i nie dopuszczać do nich niebezpieczeństwa. Jako iż jest niepoprawnym romantykiem takich osób jest dosyć dużo.
Mimo tych wszystkich dobrych cech nie braknie też tych złych. Feliks bowiem często wydaje się nieco narcystyczny, egoistyczny. Zawsze stawia na swoim i trudno przekonać go do swoich racji. Jest uparty jak osioł i zawsze doprowadza swoje postanowienia do końca. Nie cierpi gdy coś jest niedokończone, gdy czegoś brakuje. Perfekcjonista do bólu, co wcale nie jest takie dobre. Potrafi wręcz irytować swoją zawziętością i chęcią stworzenia czegoś idealnego, co oczywiście nie jest możliwe.
Aparycja: Liczący sobie metr i osiemdziesiąt cztery centymetry, a do tego chudy jak patyk. Wymiary ma niczym prawdziwy model, podobnie z twarzą, która często jest wykrzywiona w grymasie myśliciela. Wtedy na czole Feliksa pojawia się duża zmarszczka. Równie często widać na jego buzi delikatny uśmiech i spokojne, przeszywające, zielone oczy. Ma jasną, wręcz porcelanową cerę, która gdy zaleje się rumieńcem wygląda jak pomalowana. Pełne usta, miękkie usta koloru ciemnego blondu i kilka pieprzyków dodających mu uroku. Jak wyjęty z okładki jakiegoś magazynu. Gustuje w koszulach i swetrach. Jest zawsze schludnie ubrany.
Partner: Mimo jego łatwości w popadaniu w zauroczenia, aktualnie jego serce wolne jest od takich zagwostek.
Rodzina: - Rodzice - Magdalena i Jarosław.
- Rodzeństwo - Starszy brat Marcin i młodsza siostra Kamila.
Historia: Urodzony w Polsce. Był najbardziej dziewczęcy z całego rodzeństwa, mimo, że miał siostrę, jednak ona podobnie jak brat miała zamiłowanie w sporcie i posiadała wręcz chłopięcy charakter. Mimo tego nie był odrzutkiem. Wręcz przeciwnie, był najbardziej lubianym członkiem rodziny, do którego przychodzili wszyscy w celu zasięgnięcia języka. Nikt nigdy nie oczekiwał od niego zachowywania się jak reszta. Pozwalano mu być najbardziej artystyczną duszą w domu. Uczył się dobrze, od dzieciaka dążył do swojego celu - zostania kompozytorem. Udało mu się i teraz wędruje po świecie szukając swojej ostoi, nie zapominając przy tym o kochającej rodzinie, która czeka na niego w Polsce.
Inne: |x|
- Miłośnik herbaty. Najbardziej przepada za zieloną i malinową z kardamonem.
- Nie przepada za fantastyką.
- Mistrz prasowania i krochmalenia, uwielbia to robić na odstresowanie.
- Gotuje też niczego sobie.
- Jeśli chodzi o przyjaźnie, to o wiele lepsze relacje nawiązuje z kobietami.
- Posiada pewnego rodzaju słabość do osób niezwykle drobnych. Uwielbia się z nimi przytulać, a raczej je przytulać. Sam nie przepada za przytulaniem się do niego.
- Duża łyżeczka. Zawsze.
- Dobra komedia, albo serial zawsze są u niego mile widziane.
- Czy ktoś powiedział czekolada? Feliks jest absolutnym fanem tego ciemnego przysmaku.
- Uwielbia koty.
- Gra na fortepianie, wiolonczeli i gitarze,
Zwierzak: ---
Kontakt: Qjonka [Howrse]
rejnbowmarshmallow@gmail.com
Mieszkanie: Całe jego mieszkanko to malutki pokoik znajdujący się w jednym z tańszych bloków. Jednakże większość czasu tuła się po hotelach, szukając weny twórczej w różnych zakątkach miasta.

niedziela, 15 stycznia 2017

Od Sui

Eh, dzień jak co dzień. Postawiłam kropkę, po zakończonym zdaniu i przecierając się, ziewnęłam, odrywając w reszcie wzrok od monitora, padłam tak, jak siedziałam na materac, po chwili wpatrywania się w sufit zamknęłam oczy.
Kiedy je otworzyłam, zegar na ścianie wybijał melodyjnym dźwiękiem piątą. Przeciągnęłam się jak leniwe kocie. Wstałam w reszcie z łóżka, okna w pokoju były zasłonięte, grubą, ciemnofioletową zasłoną, więc nie widziałam nawet promieni słońca. Zdziwiłam się, kiedy stwierdziłam, że nie chce mi się już spać.
Wstałam więc, aby wziąć prysznic i doprowadzić się do ładu. Podeszłam do lodówki, kiedy ją otworzyłam, okazało się, że nie mam w niej nic prócz masła. Mogłam zrobić sobie chleb z samym masłem, ale nie miałam żadnego pieczywa ani niczego na wzór.
Podeszłam laptopa, odpalając go i ponownie zasiadając. Pisałam, kolejny artykuł i to bez przerwy przez...eee... nie miałam pojęcia, jak wiele godzin minęło, od czasu kiedy zaczęłam pisać, do momentu zakończenia pracy.
Mój wzrok opadł, na prawy dolny róg ekranu. Wpatrywałam się w niego przez dłuższy moment, by zaraz się poderwać i wciągnąć na siebie.




Wyszłam, szybko i skierowałam swój krok do redakcji, z laptopem pod pachą. Było po siedemnastej, miałam jedynie pół godziny, by dostać się na miejsce. Słońce oślepiło mnie na początku, nie wychodziłam od ostatniego tygodnia.
*
Moje spotkanie z naczelnym, trwało niemal do dwudziestej. Kiedy wyszłam, z redakcji poczułam, jak bardzo głodna jestem. Ruszyłam w kierunku ulubionej kawiarni, w której nigdy nie było dużego tłoku, więc nie musiałam martwić się o to, czy ktoś mnie zaczepi.

<Jasper Ryan Pine?>

Od Haydena Cd. Jane

Po powrocie do domu nie miałem zbyt dużo do roboty. Usiadłem przed telewizorem, poprzeglądałem jakąś gazetę, zjadłem odgrzany obiad, który zamówiłem dzień wcześniej - rutyna. Moje życie kręciło się tylko wokół teatru, a gdy odwoływali próby, zwyczajnie się nudziłem.
Gdy dochodził wieczór, postanowiłem wziąć dłuższą kąpiel. Przekręciłem kurek, a już po chwili do wanny lała się ciepła woda. Dodałem parę kropelek olejku o zapachu fiołków. Cudowna woń rozlała się po całym mieszkaniu. Ach, jak ja kochałem fiołki.
-Wyjdź, Argon, bo będę się czuł nieswojo w twoim towarzystwie-mruknąłem w stronę leżącego na dywaniku spaniela. On tylko przekręcił głowę w bok, jakby nie rozumiał, o co mi chodzi. Westchnąłem i wywróciłem oczami.-Stary, ja będę nagi, no weź, idź sobie.
Argon niechętnie wstał i poczłapał w stronę salonu, a ja w spokoju mogłem wejść do wanny. Gdy już leżałem w ciepłej wodzie, zatapiając się w dźwiękach muzyki klasycznej, dochodzącej ze stojącego w rogu radia, w mojej głowie pojawiły się wspomnienia z dzisiejszego dnia. Mimowolnie uśmiechnąłem się na myśl o Jade. Naprawdę ją lubiłem, co przejawiało się przyjemnym ciepłem, wypełniającym mnie od środka. Przymknąłem powieki, by całkowicie się zrelaksować.

**

Obudził mnie dźwięk przychodzącej wiadomości. Nie miałem pojęcia, która była godzina, ale na pewno bardzo wczesna. Westchnąłem głośno, przykrywając głowę poduszką. Przeklinałem w myślach moment, w którym stwierdziłem, że nie będę wyciszać na noc telefonu, bo i tak nikt do mnie nie zadzwoni.
-Argon, weź sprawdź, kto to-mruknąłem, bo, mówiąc szczerze, mój umysł jeszcze spał. Potrzebowałem paru minut, żeby zorientować się, że kazałem swojemu psu sprawdzić, kto pisał. Westchnąłem cicho, policzyłem do trzech i wstałem, by wziąć komórkę, która leżała na szafce. Przetarłem oczy, po czym odblokowałem telefon. Pierwsze rzuciła mi się w oczy godzina - 5:28. Od razu znienawidziłem osobę, która mnie obudziła, bo wiedziałem, że już nie zasnę. Jednak gdy sprawdziłem wiadomości, cała złość ze mnie wyparowała. To Jane - napisała, że bardzo chętnie wybierze się ze mną i z Argonem nad jezioro. Uśmiechnąłem się pod nosem i szybko odpisałem jej, że bardzo się cieszę, bo faktycznie tak było. Dawno nie cieszyłem się tak bardzo.

Jane?

sobota, 14 stycznia 2017

Od Jane Cd. Hayden

Rzuciłam okiem na kartkę z numerem telefonu chłopaka. Uśmiechnęłam się szeroko, widząc jego czerwone policzki.
- Zdzwonimy się w piątek - powiedziałam i odwróciłam się, machając Haydenowi na pożegnanie.
Kiedy wróciłam do domu, zadzwoniłam do Rona i umówiłam się z nim na spotkanie. Nie widziałam się z bratem już od kilku tygodni. Położyłam się na kanapie, włączając telewizję. Usłyszałam ciche przekręcanie się klucza w zamku i już po chwili rzucił się na mnie mój ukochany brat, przez co zgięłam się w pół i upadłam na ziemię, śmiejąc się z niego.
Nasze spotkanie minęło bardzo szybko, niestety już o dwudziestej Aaron musiał wrócić do domu, aby skończyć projekt.
Wykąpałam się, przebrałam w piżamę i usiadłam na łóżku, zaczynając czytać kolejną część swojej ulubionej książki. Nawet się nie obejrzałam, a już było trzydzieści po drugiej, więc usiadłam do komputera i rozpoczęłam, trzecią już w tym tygodniu, próbę stworzenia czegoś sensownego, dla nowego klienta. Niestety po dwóch godzinach nieudolnego tworzenia wyłączyłam komputer i położyłam się do łóżka. Zamknęłam oczy, próbując zasnąć, jednak momentalnie do mojej głowy zaczęły napływać obrazy minionego dnia. Radosnego Argona i czerwieniącego się Haydena. Kąciki moich ust uniosły się do góry na to wspomnienie. 
Po kilku minutach uznałam, że skoro i tak nie zasnę, to napiszę do Haydena, że w weekend bardzo chętnie pojadę z nim i Argonem nad jezioro. Wysłałam wiadomość i usiadłam na oknie, otwierając je na oścież. Wzięłam głęboki oddech, delektując się rześkim, porannym powietrzem. Wzięłam do ręki książkę i ponowiłam czytanie lektury.

Hayden?

Od Samanthy cd Jaspera

Dzień za ladą barową nie mija w zawrotnym tempie. Brak klientów sprawia, że człowiek obserwuje wszystko dokoła, a minuty dłużą się w nieskończoność. Tak było i ze mną. Po wyjściu Jaspera dosięgnęła mnie monotonia. Co chwilę chwytałam za szmatę i wycierałam blat, czasami poprzestawiałam kilka butelek i wycierałam kieliszki. Nic ciekawego, odkrywczego ani zapierającego dech w piersiach. Ale taka już była ta praca i nic nie dało się z tym zrobić. Kelnerzy chociaż wchodzą w jakieś interakcje z klientami, a tu, w nieco zaciemnionym miejscu na skraju sali jest się zdanym na siebie. To niby tylko kilka godzin w zastępstwie, ale sprawiły one, że zatęskniłam za normalną zmianą. W międzyczasie przewinęło się kilku chętnych na coś mocniejszego, nie mogę zaprzeczyć. Jeden z nich to pan w garniturze, który golnął sobie zapewne po cięższym dniu w robocie. Drugi to studenciak prawdopodobnie odpoczywający przed egzaminami. Kilku innych przyszło utopić smutki w alkoholu, reszta po prostu miała na niego chwilową ochotę. Około godziny szesnastej powinnam skończyć zmianę. Nie wiem, czy ktoś miał przyjść po mnie. Szczerze średnio mnie to interesowało. Nic nie robienie też potrafi zmęczyć, a raczej nuda, która przy nim doskwiera. Jedyne o czym teraz myślałam to gorąca kąpiel, pizza i jakiś dobry film. Pogasiłam światła w gablotach z butelkami, pochowałam wystawione kieliszki do szafek i wyszłam przez drzwiczki otwierające się w dwie strony. Skierowałam się na zaplecze, aby pogawędzić jeszcze ze współpracownikami. Może odrobina towarzystwa mi pomoże. Zastałam ich siedzących i palących papierosy. A jakżeby mogło być inaczej.
- Hej, Sam, już porobiona?- odparł w moim kierunki Alan, jeden z kelnerów, gdy mnie ujrzał.
- Dzięki Bogu- odpowiedziałam i przysiadłam się do nich.
- Mordor potrafi wyssać z człowieka ostatnie chęci do życia, huh?- spytał drugi. Mordorem określaliśmy ów bar, gdzie byliśmy skazani sami na siebie
- Dobrze o tym wiesz, sam siedziałeś tam półtorej roku. Podziwiam, podziwiam- uśmiechnęłam się.
Dosyć dobrze nam się rozmawiało. Nim się zorientowałam minęła osiemnasta. Zasiedziałam się, nie ma co. A nie uśmiecha mi się wracać samej w wieczornych porach, szczególnie po okolicach, w których mieszkam. Określenie, że nie jest najbezpieczniej jest delikatnie mówiąc eufemistycznie. Przynajmniej latarnie dodają trochę otuchy człowiekowi.
- Spadam, bawcie się dobrze- rzekłam na odchodne i udałam się do szatni po skórzaną kurtkę.
Założyłam ją na siebie i gotowa byłam do wyjścia, gdy wśród wieczornej klienteli przy stolikach zauważyłam znajomą mi twarz. Mężczyzna o niesamowicie niebieskich oczach właśnie wkładał banknot do książeczki z rachunkiem. Zamiast do drzwi udałam się więc w jego kierunku.
-  Mam nadzieję, że tym razem wszystko zagrało.-  odparłam- Nie tylko lenie tu pracują.
- Tak, tym razem nie było żadnych problemów.- powiedział z uśmiechem na twarzy.
- Wystarczy parę razy krzyknąć i wszyscy chodzą jak w zegarku.
- O proszę, czyli lubisz afery- odrzekł zakładając rękę na rękę
- Raczej porządek, ktoś musi.
- Racja. Widzę, że ty też już kończysz. Chyba, że macie takie kozackie ubrania pracownicze.
- Może kiedyś- powiedziałam puszczając oczko- Tak ,właśnie się zbierałam, najwyższa pora, kiedyś trzeba odpoczywać.
- W takim razie- zaczął mówić spoglądając na zegarek- mnie czas nie goni. Może cię odprowadzę?- spytał uprzejmie
- Jeśli tylko masz ochotę, nie mieszkam daleko, możemy się przejść- odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy. Na pewno będzie to przyjemniejsze i bardziej komfortowe niż wracanie samej.
Mężczyzna zarzucił na siebie kurtkę i skierowaliśmy się do wyjścia. Uprzejmie otworzył drzwi i puścił mnie przodem. A myślałam, że gentlemeni już dawno wymarli.

Jasper?

Od Haydena Cd. Jane

Argon usiadł obok mnie i bacznie przyglądał się szczeniakom. Gdy jeden z nich do mnie podszedł, a ja wziąłem do na ręce, Spaniel zerwał się na nogi i zaczął warczeć, mrużąc oczy.
-Stary, daj spokój, nie żal ci takich sierotek?-zapytałem, wskazując na zwierzątka. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że mogłem wyjść na jakieś dziwaka, rozmawiając ze swoim własnym psem.
Na całe szczęście dzięki moim słowom Argon się uspokoił i z powrotem usiadł, by patrzeć z odrazą na szczeniaki.
-Twój pies bardzo cię lubi-zaśmiała się Jade, przyglądając się warczącemu cicho Argonowi. Zmierzwiłem sierść na głowie psa, a on spojrzał na mnie wzrokiem pełnym wyrzutu. Kątek oka dostrzegłem, że dziewczyna unosi wysoko szczeniaka i promiennie się do niego uśmiecha. Boże, jak ona kochała zwierzęta! Ta miłość biła od niej na kilometr!
-Wybacz, Hay, ale musicie wyjść. Mam ważną sprawę do załatwienia-mruknął lekko zdenerwowany Mason, wchodząc do pomieszczenia. Uniosłem pytająco brwi, dając mu do zrozumienia, że mogę mu jakoś pomóc, jeśli tylko chce. Mężczyzna jednak pokręcił przecząco głową, a ja nie miałem nic innego do zrobienia, jak wzruszenie ramionami. Podałem Masonowi dłoń na pożegnanie i wyszedłem ze schroniska razem z Jade.
Stanęliśmy na chodniku i nagle nastała nieprzyjemna cisza, przerywana tylko przez ciche jęki Argona, który chciał iść już do domu. Nie wiedziałem, jak mam się pożegnać z dziewczyną, bo...bardzo chciałem jeszcze kiedyś ją spotkać. Polubiłem ją. Może to dziwne, bo nie znałem jej długo, ale naprawdę ją lubiłem.
-Dzięki za miłe południe, Hayden-odezwała się jako pierwsza, posyłając mi ciepły i promienny uśmiech, który po raz kolejny rozgrzał mnie od środka.
-Nie, to ja ci dziękuję. No i jeszcze za znalezienie Argona, naprawdę dziękuję-odparłem. Jade już wyglądała, jakby chciała odejść, ale zatrzymałem ją swoim głosem.-Eee...Jade, jakbyś chciała się jeszcze kiedyś spotkać, to dzwoń.
-Ale nie mam twojego numeru-zaśmiała się, przez co zarumieniłem się jeszcze bardziej. Szybko wcisnąłem rękę do kieszeni i wyciągnąłem jakiś świstek, na którym szybko napisałem ciąg cyfr. Wręczyłem papierek dziewczynie.
-Wybacz, że na jakimś świstku, ale nie miałem niczego innego...No więc, w weekend jadę z Argonem nad takie jezioro, całkiem niedaleko. Wiesz, to rasa myśliwska, więc musi się czasem wybiegać. Jakbyś chciała, to możesz jechać z nami...Jakbyś chciała.

Jade?


Od Jane Cd. Hayden

Momentalnie się rozpromieniłam. Hayden podszedł do lady, aby zapłacić, a ja w tym czasie zajęłam się głaskaniem Argona. Pies łasił się do mnie i prawie że wszedł mi na kolana, gdyby nie stanowcza komenda swojego pana. Wyszliśmy z kawiarni i skierowaliśmy się w stronę schroniska, a gdy weszliśmy do środka, blondyn przywitał się ze stojącym przy kasie szatynem. Mężczyzna był nad wyraz wysoki, choć nie jestem chyba dobrą osobą do oceniania wzrostu, posiadając niespełna metr siedemdziesiąt. Sprzedawca podał mi rękę i przedstawił się jako Mason. Przyglądając się mu, stwierdziłam, że pasuje ono do niego. Z zewnątrz wygląda chłodno i gdybym to jego psa miała odnaleźć w parku, zapewne nie odważyłabym się nawet podejść, jednak tak naprawdę jest on bardzo miłym facetem w średnim wieku.
We trójkę podeszliśmy do ,,pomieszczenia'' dla szczeniaków, które było płotkiem, mającym jakieś pół metra. W środku bawiły się cztery śliczne, malutkie szczeniaczki, co chwile podgryzając siebie nawzajem. Nie potrafiłam nie rozpłynąć się na ten widok. 
- Śliczne, prawda? - usłyszałam tuż obok siebie głos Haydena. Zaśmiałam się, kiwając twierdząco głową. 
Pogłaskałam zwierzaka za uchem i usiadłam przy nich, biorąc jednego na kolana. Blondyn usiadł obok mnie, a ja rozejrzałam się za Masonem. Wrócił on na przód schroniska i rozmawiał z kolejną osobą.
- Nie myślałaś nigdy, żeby przygarnąć jakiegoś zwierzaka? - spytał Hayden, zwracając wzrok w moją stronę.
- Ostatnimi czasy jakoś nie narzekałam na brak towarzystwa, ze względu na pracę, która zmusza mnie do pracy w grupie, ale kiedy teraz o tym myślę, to będę musiała się zastanowić nad przygarnięciem jakiegoś psa - powiedziałam i uśmiechnęłam się szeroko, widząc co wyprawia kundelek. Przygryzał mi palec, słodko powarkując.

Hayden?

Od Haydena Cd. Jane

Nie byłem zły, że dziewczyna komuś odpisała, bo wiedziałem, że mogło to być jakieś ważne połączenie.
Całe nasze spotkanie minęło w bardzo przyjemnej atmosferze - Argon już nikogo nie zaatakował, a ja nie wylałem na Jane kolejnej kawy. Zauważyłem, że dziewczyna co jakiś czas spoglądała w stronę niedużego schroniska, znajdującego się po drugiej stronie ulicy. Należało do mojego dobrego przyjaciela, czasami tam chodziłem i bawiłem się z małymi kotkami, one są takie urocze!
-Jane?-zapytałem, zwracając tym na siebie uwagę dziewczyny. Uniosła pytająco brew - zapewne zrobił to odruchowo.-Widzę, że zaciekawiło cię to schronisko.
-Tak, wygląda całkiem uroczo z tymi kolorowymi ścianami-odparła, przygryzając dolną wargę. Uśmiechnąłem się pod nosem, patrząc na skupioną dziewczynę. Wyglądała, jakby chciała wypatrzyć każdy, nawet najmniejszy, szczegół tamtego budynku.
-Wiesz, prowadzi je mój znajomy, jak chcesz, możemy tam podejść-powiedziałem i posłałem jej ciepły uśmiech. Nagle się ożywiła i spojrzała na mnie wzrokiem, w którym tańczyły blade iskierki ekscytacji.-Mają tam dużo małych kotków i piesków. Są kochane.
-Naprawdę?-zaśmiała się, bo cóż, prawie trzydziestoletni facet cieszący się jak dziecko na myśl o kotkach i pieskach, musi wyglądać głupio. Po raz kolejny tego dnia się zarumieniłem, przez co poczułem się jeszcze głupiej. Dawno, bo od rozstania z Sophią, nie byłem z jakąś kobietą na kawie, jedynie z koleżankami z teatru. Unikałem płci pięknej, bo obawiałem się, że każda z nich jest taka sama jak moja była narzeczona.
-Więc...jeśli tylko byś chciała, to już zapłacę i możemy tam podejść-mruknąłem i to wyjątkowo cicho, jak na mnie. To było naprawdę dziwne - zwykle nikogo się nie wstydziłem, bo dobrze znałem swoją wartość. A w Jane miała w sobie coś, co mnie onieśmielało, ale i sprawiało mi przyjemność równocześnie.

Jane?

Od Jane Cd. Hayden

Zaśmiałam się pod nosem, słysząc ton głosu Haydena. Nie wiedziałam, czemu był on tak bardzo zdenerwowany, przecież to tylko spodnie.
Uniosłam wzrok, kiedy były one już prawie suche. Na szczęście miałam dziś na sobie czarne jeansy, więc nie było na nich kompletnie żadnego śladu. Widząc wzrok blondyna, uśmiechnęłam się pocieszająco i obserwowałam, jak mężczyzna wyciera stół, zagryzając dolną wargę.
- Proszę cię, nic się nie stało. Bardziej przejęłam się Argonem niż swoimi spodniami. - Uniosłam do ust kubek z gorącą czekoladą, a następnie podniosłam się i podeszłam do lady, aby poprosić kelnera o kilka dodatkowych chusteczek, dla mojego niezdarnego kolegi. Wróciłam z nimi do stolika i jeszcze raz dla pewności przetarłam stół, a następnie wyrzuciłam zużyte chusteczki do najbliższego kosza.
Zajęłam miejsce przy stoliku i skrzyżowałam spojrzenie z prawie że czerwonym ze wstydu Haydenem.
- Przepraszam, naprawdę nie chciałem wylać na ciebie tej kawy - powiedział po chwili ciszy, na co wywróciłam oczami. Nie mogłam już dłużej tego słuchać.
- Czy jeśli ja wyleję na ciebie kawę, to będziemy kwita i przestaniesz mnie przepraszać? - spytałam i zacisnęłam wargi, dzięki czemu wyglądałam na głęboko zamyśloną.
Blondyn zaśmiał się głośno, zwracając na siebie uwagę kilku klientów. Uśmiechnęłam się, widząc, że poprawiłam mu humor. Nieczęsto mi się to zdarza, zważając, że to moi przyjaciele zazwyczaj muszą mi go poprawiać.
Po moim pytaniu atmosfera rozluźniła się i wróciliśmy do rozmowy, którą przerwał dzwoniący telefon. Wzięłam komórkę do ręki i spojrzałam na wyświetlacz, na którym widniało pięcioliterowe słowo. Jedno z najpiękniejszych słów, jakie mogłam w tym momencie zobaczyć - Aaron.
Jednak mimo że czekałam na ten telefon od tygodni, nie odebrałam i napisałam tylko krótką wiadomość, że oddzwonię do niego.
- Przepraszam, musiałam odpisać - odparłam delikatnie zmieszana. Na twarzy blondyna pojawił się przyjemny uśmiech, którego trudno było nie odwzajemnić.

Hayden?

Od Haydena Cd. Jane

Zaśmiałem się cicho pod nosem, spuszczając wzrok, gdy dziewczyna wspomniała o znajdowaniu psów, co były wyraźnym nawiązaniem do ucieczki Argona. Poczułem, że na moje policzki powolutku wlewa się rumieniec, więc zmieniłem temat.
-Grafik komputerowy? Podziwiam cię, moje umiejętności w tym kierunku kończą się na uruchomieniu Gimpa. Dalej już sobie nie radzę.
To, co powiedziałem, wyraźnie rozbawiło dziewczynę, bo z trudem tłumiła śmiech. Czułem się trochę dziwnie, ale pod tym dobrym względem. Nie odczuwałem dyskomfortu, który zwykle towarzyszył mi przy poznawaniu nowych ludzi - po prostu dobrze rozmawiało mi się z tą dziewczyną, a atmosfera, według mnie, była naprawdę bardzo miła.
-Trening czyni mistrza, ja też kiedyś zaczynałam od włączania Gimpa-powiedziała, po czym posłała mi ciepły uśmiech, który przyjemnie rozgrzał mnie od środka. Nagle do moich nozdrzy dostał się przyjemny zapach świeżej kawy, a już po sekundzie napój stał przede mną. Kelner przyniósł nam nasze zamówienia, a gdy odchodził, niechcący nastąpił na ogon leżącego Argona. Spaniel natychmiast zerwał się na nogi, głośno warcząc, a ja, równie wystraszony jak kelner, lekko podskoczyłem, po czym chwyciłem smycz psa, który gotowy był do ataku. Gdy nerwowo ruszyłem ręką, przewróciłem filiżankę z kawą, a napój tak niefortunnie się rozlał, że dosięgnął nóg siedzącej naprzeciwko mnie Jane. Nie miałem pojęcia, co najpierw zrobić - uspokoić psa, czy pomóc dziewczynie. Na całe szczęście Argon ułatwił mi podjęcie decyzji, bo przestał warczeć, łypnął groźnie na kelnera i z powrotem się położył.
-Boże drogi, Jane, tak bardzo cię przepraszam-jęknąłem, patrząc wystraszonym wzrokiem na szatynkę, która chusteczką wycierała swoje spodnie. Cały czar tego spotkania nagle prysł, a przynajmniej w moim odczuciu. Chyba jeszcze nigdy nie było mi tak głupio, jak wtedy. Nie miałem zielonego pojęcia, co robić w takiej sytuacji, a to dobijało mnie jeszcze bardziej.

<Jane?>

Sui Yowane

Imię i nazwisko: Sui Yowane
Życie:
  • Wiek: 26 lat
  • Płeć: kobieta
  • Data Urodzin: 21 listopada
  • Orientacja: heteroseksualna
  • Praca: Pisarz, dorywczo - dziennikarz. (Pisze artykuły, na zadany temat, więc nie musi gonić za politykami) 

Cechy Charakteru: Sui łatwo doprowadzić do płaczu. Jest strasznie nieśmiała do kontaktów z innymi, i posiada wiele kompleksów, (głównie o swoich białych włosach). Mimo swoich kompleksów i nieśmiałości, lubi się wyróżniać, choć sama twierdzi, że sposób jej noszenia się odstrasza ludzi oraz potencjalnych adoratorów dzięki czemu ma spokój. 
Aparycja : 163cm wzrostu, waga około 60 kg. Fiołkowe oczy, jasna cera, drobna postura. Zazwyczaj chodzi ubrana jak Gotha. 
Partner: Na razie brak, ale skrycie kogoś pragnie...
Rodzina: Nie posiada jest sierotą. 
Historia: Oddana do sierocińca została niemal po urodzeniu, z powodu swoich śnieżnych włosów została odtrącona od wszystkich. Zawsze marzyła o Tym aby, zaistnieć ze swoim delikatnym acz pięknym głosem na scenie, ale nigdy nie miała dość odwagi. Jaj przygoda z pisaniem, zaczęła się już w sierocińcu, kiedy przyszło ogłoszenie z wydawnictwa, o najlepsze opowiadanie dotyczące samotności. Nagrodą było trochę pieniędzy dla sierocińca i uzupełniona biblioteka. Nikt nie brał Sui pod uwagę, a wręcz kpiono z niej, kiedy wyraziła swoją chęć zaistnienia. Więc cichcem napisała kilku stronicowe opowiadanie, i potajemnie oddała jurorom. Wygrała, ale zrażona zachowaniem wszystkich co do swojej osoby, poprosiła jednego z oceniających, by nie mówili kto jest autorem. I tak też się stało, Po ukończeniu osiemnastego roku życia, z radością opuściła sierociniec. Nie mając większego pomysłu, na życie i pamiętając o swoim talencie pisarskim, który szlifowała od momentu wygrania konkursu, zatrudniła się w gazecie aby pisać artykuły. Później wyszła jej pierwsza powieść "Córka w Bieli", która okazała się niezłym hitem i od tamtej pory, szlifuje następną powieść jednocześnie pracując dla gazety. 
Inne: |x| |x| 
Ciekawostki : Uwielbia ciastka z kremem (najlepiej jagodowym) i sake. Jest Gothką. 
Zwierzak: Brak. 
Kontakt: (Howrse) Asterix Amelia (mail) AsterixAmelia@wp.pl (Fb) Anna-Kiler (pisarz)
Mieszkanie: Schludnie prowadzone, jedno pokojowe, z kuchnią i łazienką. Wszędzie jednak w ciemnych barwach.

Od Jane Cd. Hayden

Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc bijącą od blondyna więź z Argonem. Obserwując ich, na myśl przyszedł mi Axel, mój zmarły pies, którego straciłam mając 7 lat. Nie sądziłam, że kiedyś zdołam jeszcze choćby pomyśleć o nowym czworonogu, a podczas tak krótkiego spaceru przez moje myśli przewinęło się kilka takich możliwości. Co by było, jakbym przygarnęła do siebie jakiegoś zwierzaka? Musiałabym najpierw porozmawiać z właścicielem budynku, czy jest to w ogóle możliwe i dopiero później zacząć dopuszczać do siebie taką możliwość. Nie chciałabym na darmo zbierać w sobie nadziei.
- Dziękuje, to bardzo miłe - powiedziałam, przeglądając kartę, leżącą przede mną. Uniosłam wzrok, obserwując mężczyznę. Wpatrzony był w jedno miejsce za oknem. Zwróciłam swoje spojrzenie w tamtą stronę i zobaczyłam małe schronisko, umieszczone na skrzyżowaniu ulic. Kolorowe ściany dodawały mu uroku i przyciągały wzrok przechodniów, wywołując uśmiech u większości małych dzieci, które radośnie przyglądały się małym kotkom, bawiącym się kłębkami wełny. Kąciki moich ust delikatnie uniosły się do góry.
- Hayden? - odparłam naglę, zwracając na siebie uwagę mężczyzny. - Odchodząc od tematu psów, bo chyba wypytałam cię już o wszystko, co było możliwe. Interesujesz się czymś szczególnym?
Blondyn zamyślił się, a ja czekałam cierpliwie. W międzyczasie podszedł do nas kelner, a gdy odszedł, spisując nasze zamówienia na kartce, Hayden zabrał głos:
- Jestem aktorem, więc moje zainteresowania kręcą się głównie wokół mojej pracy. Bardzo lubię również czytać, często zabieram ze sobą książki, aby czytać w przerwach między próbami. Jestem również ogromnym miłośnikiem mojego psa, ale to już zapewne wiesz. - Mężczyzna uśmiechnął się szeroko, a na jego policzkach pojawiły się delikatne dołeczki. - A ty, Panno Jane?
Swoim wzrokiem jeszcze raz wróciłam w stronę schroniska, a następnie skrzyżowałam swoje spojrzenie z mężczyzną.
- Jestem fanką motoryzacji, oglądam dużo seriali i pracuję jako grafik komputerowy, utrzymując dzięki temu swoje małe mieszkanie w bloku. Uwielbiam również zwierzaki, co zapewne nietrudno zauważyć. No i lubię znajdywać psy w opuszczonych kamienicach, choć parki też są całkiem ciekawym miejscem.

Hayden?

czwartek, 12 stycznia 2017

Od Haydena Cd. Jane

Przypiąłem Argonowi smycz, którą na wszelki wypadek zabrałem ze sobą. Podszedłem do dziewczyny, która w jednej sekundzie stała się moją największą bohaterką, a spaniel spokojnie dreptał sobie za mną. Naprawdę nie potrafiłem słowami wyrazić mojej wdzięczności. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby Argonowi coś się stało i to przeze mnie.
-Hayden-przedstawiłem się, a dziewczyna leciutko ścisnęła moją dłoń. Posłałem jej delikatny i może trochę niepewny uśmiech. Cóż, rzadko zawiązywałem nowe znajomości, a zwłaszcza na środku parku. Nie byłem duszą towarzystwa, wolałem siedzieć w zaciszu własnego domu, popijając kawę i gładząc miękką sierść spaniela.
-Jane-odparła i uśmiechnęła się dużo pewniej. Czułem się troszkę niezręcznie, ale starałem się to ukryć, jak tylko potrafiłem. Hej, w końcu byłem aktorem! Argon zamerdał ogonem i polizał moją dłoń, którą odruchowo wytarłem z obrzydzeniem.
-No więc...znam bardzo dobrą kawiarnię, gdzie wpuszczają też psy, więc możemy się tam wybrać-powiedziałem, przyglądając się dziewczynie. Jane poprawiła swoje kasztanowe loki i po raz kolejny się uśmiechnęła, jakby wyczuwała moje zmieszanie i chciała dodać mi trochę otuchy. Poczułem, jak rumieniec wlewa się na moje policzki, przez co zdenerwowałem się jeszcze bardziej. Cholera jasna.
-Prowadź-odpowiedziała, po czym ruszyliśmy przed siebie, w stronę centrum miasta. Już po paru minutach zauważyłem, że odeszło ode mnie uczucie dziwnego dyskomfortu, a z Jane rozmawiało mi się naprawdę dobrze. Naszym, póki co, jedynym tematem były psy. Dziewczyna pytała, gdzie kupiłem Argona, jakiej jest rasy i jak długo już go mam. Zwierzak za każdym razem, gdy usłyszał swoje imię, merdał wesoło ogonem, przez co z twarzy Jane nie schodził uśmiech.
Zajęliśmy nieduży stolik na samym końcu kawiarni. Uważałem, że nie mogliśmy znaleźć lepszego miejsca - było cicho i przyjemnie. Przeczesałem dłonią swoje blond włosy, po czym otworzyłem kartę dań, czekającą spokojnie na klientów.
-Nie krępuj się, zamów wszystko, na co masz ochotę. Ja zapłacę, w końcu muszę się jakoś odwdzięczyć za znalezienie Argona-powiedziałem i spojrzałem na dziewczynę z wdzięcznością. Miałem ochotę w kółko jej dziękować, bo naprawdę nie poradziłbym sobie bez mojego spaniela, a ona jako jedyna zwróciła na niego uwagę. Mówiąc szczerze, byłem naprawdę zawiedziony postawą ludzi, którzy akurat wtedy znajdowali się w parku. Nie wykazywali nawet grama zainteresowania Argonem, mimo że prawie błagałem o pomoc.

<Jane?>



Od Jane Cd. Hayden

Przeczesałam palcami kasztanowe włosy, zmierzwione przez silny wiatr. Idąc alejką pełną drzew, zastanawiałam się nad nowym projektem, którego formularz dzisiaj rano przysłał mi szef. Od zawsze pałałam niechęcią do wykonywania zamówień i spełniania zachcianek klientów, jednak od momentu, kiedy wyprowadziłam się od brata, nie mogłam wybrzydzać i musiałam brać cokolwiek, co da mi jakikolwiek zarobek. Szybkim ruchem wyciągnęłam z uszu słuchawki, z których wydobywały się delikatne dźwięki muzyki klasycznej, której ostatnio zdarza mi się słuchać. Do moich uszu dotarło dość głośne szczekanie. Skierowałam się w stronę hałasu, a już po chwili moim oczom ukazał się duży, biało-brązowy spaniel, radośnie biegnący w moją stronę. Na szczęście w odpowiednim momencie udało mi się odskoczyć, inaczej zostałabym zapewne powalona na ziemię. 
- Co ty tutaj robisz? - spytałam psa, który, stojąc tuż obok mnie, energicznie merdał ogonem. Pies szczeknął w odpowiedzi, a ja kompletnie bezradna rozejrzałam się dokoła. Nie widać było żadnej żywej duszy, a co dopiero człowieka, szukającego swojego czworonoga. 
Złapałam zwierzaka za obrożę i krążyłam po parku, nie wiedząc, co dokładnie mogłabym z nim zrobić. Mimo że psy nie kojarzyły mi się zbyt dobrze, nie potrafiłam go tak po prostu zostawić, w środku parku, przywiązanego do jakiegoś drzewa.
Odwróciłam się z zamiarem zajęcia miejsca na najbliższej ławce, kiedy do moich uszu dotarło głośne Czy nie widział pan może tego psa?. Mój wzrok od razu zwrócił się w stronę wysokiego blondyna, stojącego przy starszym, prawie że siwiejącym mężczyźnie. Blondyn, widząc zdezorientowanie przechodnia, okrążył go i usiadł na ławce, ukrywając twarz w dłoniach. Podeszłam do niego cicho, dalej trzymając obrożę psa między palcami.
Hmm, przepraszam, to jego pan szukał? - powiedziałam cicho, jednak mimo to nieznajomy podniósł wzrok. Uśmiechnął się radośnie na widok psa, który wskoczył swojemu panu na kolana, słysząc swoje imię.
Zaśmiałam się radośnie i odwróciłam, z zamiarem powrotu do domu i ponownego zatopienia się w czytelniczym świecie, jednak los miał chyba inne plany, dotyczące mojego popołudnia, ponieważ po chwili do moich uszu dotarł donośny głos właściciela psa, wołającego mnie. Zdezorientowana stanęłam w miejscu i zwróciłam wzrok w kierunku blondyna.
- Dziękuję bardzo. Nie wiem, jak mogę ci się odwdzięczyć. Może...może kawa? - odparł, krzyżując nasze spojrzenia. Dopiero teraz dostrzegłam, że ma on błękitne oczy. Niebieski kolor tęczówek kojarzył mi się jedynie z jedną osobą - moim bratem. Przeszły mnie ciarki, dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak dawno nie widziałam Aarona, jednak, mimo wyrzutów sumienia, postanowiłam odłożyć to na później.
- Bardzo chętnie - powiedziałam z delikatnym uśmiechem.

<Hayden?> 

*przepraszam, że tak krótko, ale chciałam to dzisiaj wstawić c:*

Od Ethan'a cd Leticii

Byłem już przyszykowany do pracy. Dziś było wyjątkowo dużo klientów .
Szykowałem miejsce na następnego klienta. Usiadłem na fotelu. Chwila wytchnienia dla ręki. Rozmasowałem nadgarstek . Nagle w drzwiach pokazała sie znajoma mi osoba Leticia.
- Oh co za zaszczyt - uśmiechnąłem się wstając
- Hej - zaśmiała sie
- Jaki tatuaż pani sobie życzy ? -zapytałem z uśmiechem 
- Proszę- pokazała mi na telefonie - Dasz radę ?-zaptała z uśmiechem.
- Pff pewnie to dla mnie nic !! Dziś miałem gorsze rzeczy siadaj na krzesło.
Zrobiłem szkic na kartce i usiadłem koło dziewczyny. Popsikałem ręke sprejem odkarzajacym i wytarłęm gazikiem czystym.
Odkleiłem z narysowanego rysunku tatuażu jakąś cienką powłokę. Przykleiłem ją do ręki dziewczyny i poprawiłem by odcisnął się tusz. Oderwałem i na ręce pozostał tusz . 
- Dobra to zaczynamy - odparłem zakładając białe rękawiczki i wziąłem do ręki igłę .
Zacząłem rysować i od razu ścierałem i poprawiałem. Później zakończyłem tatuaż  cieniowaniem.
Gdy był już skończony :
- Podoba się ? - zapytałą
-Jest identyczny tak jak podałam ci na zdjęciu - odparła zaszokowana
- Mówiłem , ze jestem najlepszy w tej branży - zaśmiałem sie  i posmarowałem rękę kremem. 
Później opatrzyłem cała ręką w gazikach i owinąłem w bandaż .
- Smaruj tym kremem- podałem jej krem - przez dwa miesiące po 3 tygodniach możesz zdjąć bandaż i gaziki. Oczywiście zmieniaj je by nie wdało się zakażenie - odparłem z uśmiechem i zdiołem białe rękawiczki i wyrzuciłem do kosza. Wstała.
- Dziękuje - odparła - Ile płacę ?- po chwili powiedziała
- hmm po znajomości wiec 350 zł - odparłem i podszedłem za ladę by wstukać rachunek .

Leticia ?

Od Letici Do Jane

Tego dnia miałam wolne, a więc postanowiłam odwiedzić "stare śmieci" - tor wyścigowy.
Prawdę mówiąc, zawsze miałam chęć wziąć w tym udział, bo miałam spore szanse na wygraną, jednak miastem. Nie było to nic specjalnego, zwykły tor, na którym organizowane były wyścigicoraz znalazła się jakaś osoba, która musiała mi w tym przeszkodzić, mówiąc jakie to niebezpieczne.
Mam za sobą swoje pierwsze starty, w czym tylko jeden przegrany - na około sześć wygranych, więc uważam, że nic mi się nie stanie, a przynajmniej nie powinno.
Zgasiłam papierosa, zarzuciłam na siebie skórzaną kurtkę i ruszyłam na tor.
motocykl, zawsze jakoś wolałam motory, chociaż było to niebezpieczniejsze, to czułam się lepiej jadąc takim czterosuwem.
Kiedy dojechałam na miejsce, przywitałam się ze znajomymi mi twarzami, dopięłam mocniej glany i skierowałam się na tor.
Od dawna mi tego brakowało, a wyciągając trzysetkę poczułam, że znowu zaczyna mi się to podobać tak, jak kiedyś i w najbliższej przyszłości nie zamierzałam zrezygnować z wyścigów "dla kogoś". Kiedy już jazda w kółko zaczęła mi się nudzić, zeszłam  motocykla i poszłam do małego warsztatu, który mieścił się niedaleko toru. Tam wymieniłam płyn hamulcowy i właściwie nie wiedziałam, co mogę jeszcze zrobić, bo wszystko było w jak najlepszym porządku.
Kiedy wstałam, wytarłam ręce w ścierkę i miałam zamiar się przebrać, do środka weszła jakaś dziewczyna.
Nigdy jej tu wcześniej nie widziałam, była niska i miała niemalże białą cerę, zupełnie inną od mojej - ciemnej. W ogóle, zauważyłam, że była moim kompletnym przeciwieństwem. Postanowiłam się przywitać, ale ciągle pozostawałam podejrzliwa w stosunku do niej.

- Cześć - uśmiechnęłam się, patrząc na nią.

Jane?

środa, 11 stycznia 2017

Od Jasper'a cd Vanessa

Wolny dzień to mój koszmar. Zawsze jak szef mówi do mnie.
- Zrób sobie wolne Jasper zrelaksuj się , zabaw sie
To zawszę nie umiem tego wykonać . Stresuje sie zawsze wtedy i nic mi nie wychodzi. Ale chociaż mogłem zapłacić rachunki , oraz zrobić do domu małe zakupy. Posprzątałem kurze w domu bo było tego tam pełno jak w muzeum. No i oczywiście poszedłem do zawodowców spytać się za ile skończą mój dom bo oczywiście nie pomalowali go i soi ceglany. Okazało się , żę dużo to wynosi samo pomalowanie !! Postanowiłem sam pomalować. Ruszyłem do sklepu typu " Mrówka "budowlanego.
Szedłem chodnikiem , gdy nagle zauważyłem , że jakiejś kobiecie zepsuło sie auto . Przebiegłem przez drogę rozglądając się czy nic nie jedzie .

*Dalej wiadomo co się działo *

- Przepraszam - mruknęła dziewczyna pod nosem.
Uśmiechnąłem sie w jej stronę .
Znalezione obrazy dla zapytania chris pine
- To w takim razie w czym problem ? - zapytałem grzecznie
- Przepaliły sie kable - odparła już spokojniej kobieta
- Więc najlepiej by było zadzwonić po pomoc drogową - oznajmiłem
- Nie mam przy sobie telefonu - odparła i otarła pot z czoła
Z samochodu unosiła sie lekka para wiec nie dziwo , że sie spociła . Wyjąłem telefon i szybko wykręciłem numer do pomocy Drogowej . Podałem ulice i miejsce gdzie stało auto. Rozłączyłem sie po czym odparłem.
- Przyjadą za 15 minut.
- Dziękuje -odparła z miłym uśmiechem
- Jestem Jasper Pine - podałem rękę.
- Vanessa Hope - odparła i podała rękę , którą później uścisnąłem.
- Do zobaczenia może w przyszłości - odparłem i szybko przebiegłem na drugą stronę ulicy .
Wróciłem do swoich codziennych spraw czyli malowania domu..
Wszedłem do sklepu i kupiłem wszystkie potrzebne rzeczy. Że nie miałem samochodu zadzwoniłem do kolegi z wojska , który miał Jeepa . Przyjechał nim i zapakowałem wszystko na niego. Później podwiózł mnie do domu. Wyłożyłem wszystko na ziemie . I Podziękowałem mu. Było południe.
Ściągnąłem bluzkę i położyłem przy wejściu. Złożyłem pierw rusztowania , a później zacząłem brać się do roboty.

Vanessa?

Od Haydena

Promienie jesiennego słońca wpadły do mojego mieszkania przez uchylone okno. Mruknąłem z niezadowolenie i odwróciłem się na drugi bok, przykrywając głowę kołdrą. Już miałem ponownie oddać się w słodki objęcia Morfeusza, ale nagle zdałem sobie sprawę z tego, że jest już poranek. Natychmiast wyskoczyłem z łóżka i zbiegłem ze schodów prowadzących na antresolę. Nie zauważyłem Argona leżącego na przedostatnim stopniu, przez co potknąłem się i z hukiem upadłem na podłogę. Zakląłem cicho pod nosem, ale nie chcąc tracić czasu, szybko się podniosłem i od razu ruszyłem do łazienki.
Byłem już spóźniony...i tu bardzo spóźniony. Dochodziła dziewiąta, a ja w teatrze miałem stawić się o siódmej. Kląłem w kółko pod nosem, gdy wciągałem na siebie spodnie i poprawiałem fryzurę. Ostatnio spóźniałem się cały czas i denerwowałem tym wszystkie osoby w teatrze. Miałem problemy ze snem, więc kładłem się spać bardzo późno, co skutkowało spaniem do południa.
-Argon, stary, wytrzymaj bez jedzenia do południa, błagam cię!-zawołałem do spaniela, który ze schodów przeniósł się na sofę. Spojrzał na mnie tak, jakby całkowicie rozumiał moją sytuację, za co tak bardzo go lubiłem.
Szybko wybiegłem z mieszkania, a już po paru minutach pędziłem w stronę teatru. Jednak gdy skręcałem w kolejną alejkę, coś mnie zatrzymało. Wróciłem myślami do momentu, w którym wstałem, a później się myłem, ubierałem i wychodziłem. Coś mi się nie zgadzało - brakowało jakiegoś jednego elementu.
"Hayden, idioto, nie zamknąłeś drzwi do mieszkania!" - zawołał mój wewnętrzny głos, przez co natychmiast odwróciłem się na pięcie i pobiegłem z powrotem do bloku.
Drzwi faktycznie były uchylone, ale nie miałem czasu sprawdzać, czy nikt przez ten czas się nie włamał. W sumie - nie miałem tam nawet nic ważnego. Wsunąłem klucz w dziurkę i go przekręciłem.

**

Po dwudziestu minutach stanąłem przed dębowymi drzwiami prowadzącymi do teatru. Przełknąłem ślinę ze zdenerwowania, bo wiedziałem, że bez krzyku się nie obejdzie. Pchnąłem wrota, jak to zwykle mawiano na wejście do budynku, i wszedłem. O dziwo dyrektor nie skrzyczał mnie już na wstępie, lekko się zdziwiłem, ale wzruszyłem ramiona i poszedłem dalej, w stronę sceny,
-Hayden, co ty tu robisz?-usłyszałem za sobą męski głos. Odwróciłem się, a moim oczom ukazał się nieduży mężczyzną z długą rudą brodą. Ben, nasz woźny!
-Przyszedłem na próbę.
-Nie ma dziś próby, stary, Kath się rozchorowała, a co to za próba bez głównej aktorki-Ben spojrzał na zegarek i zmarszczył brwi.-No i bez głównego aktora, bo próba rozpoczęłaby się dwie i pół godziny temu, Hayden.

**

Wróciłem do mieszkania. Z jednej strony się cieszyłem, bo nikt na mnie nie nakrzyczał, a z drugiej nie, bo każda próba była ważna, a zwłaszcza przed tak dużym przedstawieniem. Westchnąłem i wsadziłem klucz do dziurki, by po chwili otworzyć drzwi.
-Argon, chodź kochany, dam ci jedzonko trochę wcześniej!-zawołałem i skierowałem się do szafki, w której trzymałem psią karmę. Nasypałem trochę do miski i położyłem ją na podłodze. Jednak pies nie przyszedł. Zacząłem go nawoływać - jednak na marne. Po spanielu ani widu, ani słychu. W jednej sekundzie znalazłem się przy swoim laptopie i wydrukowałem pierwsze lepsze zdjęcie psa, jakie tam znalazłem. Po raz kolejny wybiegłem nerwowo z mieszkania, tym razem pamiętając o drzwiach. Pomknąłem do parku, do którego tak często chodziliśmy na spacer. Podchodziłem do każdego człowieka i wciskałem mu przed nos zdjęcie Argona, pytając, czy gdzieś go nie widział. Niestety - nikt w ogóle go nie poznawał. Zrezygnowany usiadłem na ławce i ukryłem twarz w dłoniach. Spaniel był moim jedynym przyjacielem i...czułem, że rozumiemy się bez słów. Już nigdy nie osiągnąłbym z żadnym innym psem takiej więzi.
-Hmm, przepraszam, to jego pan szukał?-usłyszałem kobiecy głos. Podniosłem głowę, a przed sob ujrzałem Argona merdającego wesoło ogonem. Jego czarną obrożę trzymała niezbyt wysoka dziewczyna o brązowych lokach, z nieśmiałym uśmiechem na twarzy.
-ARGON!-zawołałem, a spaniel wskoczył mi na kolana. Z czułością zmierzwiłem miękką sierść na jego głowie.-Stary, już nigdy mi tego nie rób, okej?
-Cieszę się, że mogłam pomóc-dziewczyna ponownie się odezwała, po czym odwróciła się i ruszyła przed siebie - w swoją stronę.
-Hej, poczekaj-zawołałem za nią, może odrobinkę za głośno. Odwróciła głowę i nieśmiało na mnie spojrzała, jakby nie była pewna, czy mówię do niej.-Ugh, dziękuję bardzo. Nie wiem, jak mogę ci się odwdzięczyć. Może...może kawa?

<Jane?>

Od Jasper'a cd Samanthy

- Niech się pani nie martwi często tu bywam. Przeważnie piję kawę szybko i szybko wychodzę , wiec nie dziwie się , że mnie pani nie zauważyła - uśmiechnąłem się , podałem dłoń i uścisnąłem jej rękę -Jasper Pine
-oł - rozmasowała rękę
- Przepraszam jeżeli za mocno ścisnąłem - odparłem grzecznie .
- Samantha !- krzyknął jakiś wysoki głos zza drzwi
- Przepraszam muszę iść  - odparła
- Do zobaczenia . Obyś następnym razem dobrze mnie wypatrzyła.
Zacząłem pić kawę .Po 10 minutach rozkoszowaniu sie ciepłą , mocną kawą usłyszałem dzwonek telefonu. Wyjąłem i zobaczyłem sms'a
-" Jesteśmy przed Restauracja wyłaź !"
Wstałem szybko złapałem za kurtkę , którą powiesiłem na krześle i założyłem ja na siebie. Podszedłem do kasy , gdzie stała nowo poznana pani.
- Jestem wyrozumiały dlatego tak długo wytrzymałem bez obsługi . Ale nie wyjdę nie płacąc . Odparłem i podałem pieniądze by zapłacić.
- Nie nie mogę wziąć  - odparła oddając mi ja
- Lepiej przyjmij bo dam innemu kelnerowi i on dostanie napiwek .
Kobieta spojrzała na banknot. Był to banknot 50 zł. Czyli by spory napiwek dostała. Spojrzała jeszcze raz na mnie , a ja się słodko uśmiechnąłem.
Znalezione obrazy dla zapytania chris pine
-Przepraszam , ale mi się spieszy  - szybkim krokiem wyszedłem z Restauracji . Przy drzwiach jeszcze poprawiłem kołnierz kurtki ii wsiadłem do Czarnego BMW. Oczywiście razem ze znajomymi , bo kolegami to to nie nazwie niestety.. trzymam dystans w uczuciach. Ruszyliśmy do jednostki.
Dzisiaj miałem za zadanie wyszkolić nowych kandydatów. Oczywiście moja pierwsza grupa to była część męska. Najpierw zafundowałem im bieganie wokoło toru przeszkód . Jakieś 4 kółek . Później kilka przysiadów i pompek . Gdy już byli rozruszani , kazałem im przejść na czas tor przeszkód. Połowa nie zdała, wiec wzięła się do roboty i zaczęła trening by znów zdawać. Później zająłem sie częścią damską . Dałem im za zadanie 3 okrążenia i również seria przysiadów i pompek. Później jak i męska część zdawanie na czas toru. Niestety mniejsza liczba osób nie zdało nie było nawet pół na pół. Więcej osób nie zdało.  Zdałem raport szefowi i postanowił dać mi wolne. Spojrzałem na zegarek , który znajdował sie w gabinecie szefa i oczywiście było po 17 . Szybko zabrałem rzeczy i kurtkę i ruszyłem by znaleźć kogoś , kto by mógł mnie podwieźć .
Oczywiście jeden z nowych rekrutów się zgodził . Zawiózł mnie tylko pod park .Dalej nie mógł jechać , gdy musiał wracać do jednostki. Zarzuciłem kurtke przez ramie i ruszyłem do restauracji.

Samantha?

Hayden Christensen

Imię i nazwisko: Hayden Christensen
Głos: Hayden Christensen 
Życie:

  • Wiek: 27 lat
  • Płeć: mężczyzna 
  • Data Urodzin: 19 kwietnia
  • Orientacja: heteroseksualny
  • Praca: Pracuje jako aktor w niedużym teatrze.

Cechy Charakteru: Haydena może wyróżniać niezwykłe poczucie własnej wartości, co często odbierane jest jako egocentryzm. Ludziom wydaje się, że mają do czynienie z najbardziej narcystycznym i aroganckim mężczyzną na świecie, ale są w wielkim błędzie. Pewność siebie a arogancja to dwie różne rzeczy, które jednak dzieli bardzo cienka granica.
Mężczyzna zawsze dąży do wyznaczonego sobie celu, chodźmy idąc po trupach. Zwykle nie przejmuje się, co pomyślą, czy powiedzą, o nim inni ludzie, więc robi to, na co ma ochotę. Nie jest osobą skorą do rozmów, a co gorsza, do poznawania innych. Nie przepada za ludźmi, więc stara się ograniczać wszelkie kontakty towarzyskie, przez co rzadko można go spotkać na jakimś koncercie albo na imprezie. Wyznaje zasadę, że każdy człowiek jest egoistą, póki nie zaspokoi swoich potrzeb, więc rzadko rwie się do pomocy, chyba że ktoś naprawdę jej potrzebuje.
Hayden zawsze będzie się bronić i nigdy nie pozwoli się poniżyć. Jest naprawdę inteligentny, więc wie, że najlepszą bronią są słowa, którymi potrafi doszczętnie każdego zniszczyć. Nie boi się mówić tego, co myśli, choćby jego poglądy były całkowicie sprzeczne z poglądami całego świata. Po prostu zawsze kroczy przed siebie, patrząc na ludzi z góry. Nigdy nie ufa komuś, kogo nie zna, choćby wyglądał na najmilszą osobę na tej planecie. Hayden dobrze wie, że nie można oceniać książki po okładce.
Nic w życiu nie przychodzi łatwo, więc wszystko, co Hayden ma, zdobył dzięki ciężkiej pracy. Każde powierzone mu zadanie wykonuje z największą starannością.
Aparycja: Hayden jest wysokim i dobrze zbudowanym mężczyzną. Ma niezbyt krótkie blond włosy, które zwykle układa na bok, a gdy są ścięte - do góry. Bardzo ładnie wyglądają, bo towarzyszą im błękitne oczy, które mimo swego piękna, są zimne jak lód. Gdy bardziej się przyjrzymy - na twarzy mężczyzny możemy dostrzec nieduży zarost, który Hayden i tak stara się jak najbardziej maskować. Christensen ma zwykle znudzony wyraz twarzy lub po protu patrzy na wszystko z wyższością, przez co nie wygląda zbyt przyjaźnie.
Partner: Dokładnie cztery lata wcześniej Hayden miał dziewczynę - nawet narzeczoną, z którą planował wspólne życie. Niestety dziewczyna go zdradziła, a mężczyzna od tego czasu unika bliższych kontaktów z kobietami.
Rodzina: Przyrodnia siostra - Charlotte, matka, z którą Hayden nie utrzymuje kontaktu i ojczym. Ojciec mężczyzny nie żyje.
Historia: Hayden urodził się w Kanadzie, a dokładniej w Vancouver. Gdy miał cztery lata, do jego domu dotarła informacja, że ojciec chłopaka zginął w katastrofie samolotu. Od razu wyprowadzili się do kochanka matki, z którym kobieta niedługo po tym miała kolejne dziecko - córkę Charlotte. Hayden wychowywał się z przyrodnią siostrą, którą bardzo kochał. Gdy miał czternaście lat, odkrył w sobie aktorski talent. Jego największym marzeniem stało się granie na deskach najlepszych teatrów świata, bowiem chłopaka nie ciągnęło do kina. Niestety ojczym za wszelką cenę podcinał nastolatkowi skrzydła, ponieważ wiązał jego przyszłość z kontynuacją jego firmy. Skończyło się na rękoczynach, które Hayden przeżywał przez trzy lata. Gdy miał dwadzieścia lat, wyszedł z domu z jedną walizką i już nigdy nie wrócił.
Gdy miał 21 lat poznał wspaniałą dziewczynę, Sophię. Czuł. że to prawdziwa miłość i wiedział, że chce spędzić z tą kobietą resztę życia. Oświadczył się jej, planowali już ślub, ba, mieli nawet ustaloną datę! Jednak pewnego dnia, gdy Hayden wrócił z pracy wcześniej, w sypialni zastał swoją narzeczoną z innym mężczyzną. W tym dniu ich związek się rozpadł.
Inne:
-Nie przepada za orzechami.
-Potrafi śpiewać i tańczyć, przez co często osadzają go w musicalach.
-Preferuje szatynki i brunetki.
-Nigdy nie jeździł konno i nie zamierza, bo nie lubi koni.
-Jego ulubiony kolor to szary.
-Uwielbia czytać książki, zwłaszcza te z gatunku fantastyki naukowej.
-Jest bardzo dobry z chemii, fizyki i biologii, więc gdy kiedyś ledwo wiązał koniec z końcem, udzielał korepetycji z tych przedmiotów.
-Boi się latać samolotem.
-Jego największym marzeniem dalej jest granie na deskach najlepszych teatrów, ale przekonał się do kina, więc w dobrym filmie również chętnie zagra.
Inne zdjęcia: |x| |x| |x|
Zwierzak: Argon
Kontakt: Howrse - Kocica123876
DoGGi - Kajtusiowa
gmail - lukey.5.sos.family@gmail.com
Mieszkanie: Nieduże mieszkanie z antresolą.