Wiadomości i pogoda
niedziela, 29 stycznia 2017
Od Samanthy cd. Jaspera
piątek, 27 stycznia 2017
Frank Albright

Głos: Blood on my name - The Brothers Bright
Życie:
- Wiek: 35
- Płeć: Mężczyzna
- Data Urodzin: 24.05
- Orientacja: Heteroseksualizm, lecz bardziej jest aseksualny.
- Praca: Jest asystentem najsłynniejszej adwokat w mieście, ale skrywa też i swoją drugą pracę, której nikomu nie powie...
Cechy Charakteru: Frank jest ułożony i spokojny, niezależnie od sytuacji, zawsze wie co powiedzieć, i jak się zachować. Zazwyczaj jest miły, jeśli ktoś go poprosi, doradzi w trudnej sytuacji, ale lepiej nie zdradzać mu swoich sekretów, bo nierzadko się zdarza, że wykorzystuje te informacje na swoją korzyść. Często się droczy, a jego odpowiedzi bywają sarkastyczne. Nie przepada za dotykiem, ma też "drobny" światłowstręt - ogólnie też nie bardzo lubi wychodzić na zewnątrz. Towarzystwo mu nie przeszkadza, dopóki ktoś go nie dotyka, czy chce wyciągnąć na słońce. Bywa wulgarny, ale to nie znaczy, że ma ubogi słownik. To tak jakby powiedzieć, że osoba, która ma tatuaż jest kryminalistą. Podsumowując: ogarnięty, sarkastyczny łobuz, który ukrywa swoje uczucia. I lubi kobiety. No i bourbon.
Aparycja: Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna. Włosy o kolorze ciemnego brązu. Kilkudniowy zarost, ale coraz częściej broda. Chodzi zawsze ubrany w koszulę, kamizelkę i krawat, gdyż czuje się w tym najwygodniej.
Partner: *Podnosi łapki* Szuka żony!.. A może jednak nie?
Rodzina: Ma tylko matkę - Helen. Ojca nigdy nie poznał i nie ma zamiaru
Historia: Frank był dzieckiem z gwałtu. Matka uciekła od swojego oprawcy od razu po porodzie i zamieszkała w Hirokiri. Chodził do jednej z najlepszych szkół. Od samego początku chciał zostać adwokatem, ale los chciał inaczej. Niestety nie podołał temu, lecz profesorka, z którą miał zajęcia widziała jego zapał do tego i zaoferowała mu pracę w swojej kancelarii jako asystent. Bez wahania przyjął tą pracę.
Inne: [1] [2] [3] [4] [5] [6] [7]
- Nie znosi pomarańczy.
- Uwielbia spacerować po cmentarzach.
- Bardzo dobrze gotuje.
- Uwielbia Blues'a i Jazz
Zwierzak: Marzy mu się kot, lecz jednak nie chcę na razie.
Kontakt: Tuśka123 [howrse.pl]
Mieszkanie: Jego mieszkanie wygląda jak współczesna siedziba ubogiego Drakuli.
czwartek, 26 stycznia 2017
Od Feliksa
- Halo? - Powiedziałem automatycznie, wyczekując równie automatycznej odpowiedzi.
- Halo? Pan Feliks... Zu... Zyu... Zyukołski? - Kochałem to jak osoby nie mówiące po polsku przekręcały moje nazwisko starając się wypowiedzieć to trudne słowo związane z chrząszczami.
- Tak, tak to ja. - Wyjrzałem przez okno, aby zaobserwować drzewa smagane przez wiatr.
- Witam, jestem właścicielem teatru, który poszukuje właśnie kompozytora. Mamy ambitny projekt, do którego potrzebna jest równie ambitna muzyka, a chodzą słuchy, że chętnie tworzy pan ścieżkę dźwiękową do spektakli. Jeśli zdecyduje się pan rozważyć tę propozycję, to wyślę wszelkie informacje na Pana maila i przez niego będziemy się kontaktować. - Mężczyzna mówił prędko i wyraźnie, zdając się mieć mało czasu.
- Proszę wysłać dokładne dane i kontakt. Muszę się zastanowić i zobaczyć, czy jest to tak ambitne jak pan obiecuje. - Zaśmiałem się do telefonu. Mężczyzna oznajmił, że za chwileczkę już wszystko będzie na mojej skrzynce odbiorczej i pożegnał się, rozłączając się w połowie słowa. Dzisiejsi ludzie są tacy zarobieni i prędcy. Robią wszystko szybko, nie zwracając uwagi na otaczający ich świat.
Odłożyłem telefon i sięgnąłem po laptopa, po czym uwalając się na materacu oczekiwałem na maila, włączając i na nowo wsłuchując się w muzykę Amadeusza. Kiedy list przyszedł, szybko kliknąłem w jego tytuł i wgłębiłem się w lekturę.
Spojrzałem jeszcze raz na karteczkę z adresem, a następnie na budynek, w którym znajdował się teatr. Był mały, ale zadbany i sprawiał wrażenie bardzo przytulnego. Otworzyłem powoli drzwi i wszedłem, wcześniej otrzepując buty ze śniegu. Kiedyś mnie trafi przez tą pogodę. Już przez pewien czas było ciepło, po czym znowu nadeszły mrozy, które przyprawiały mnie o chęć zostawania w domu przez kolejne dni. Tygodnie. Miesiące. Będąc już w ciepłym budynku zdjąłem rękawiczki i wepchnąłem je do kieszeni puchowej kurtki w kolorze brudnej musztardy. Rozwiązałem również szal, zostawiając go przewieszony przez kark. Usłyszałem szybkie kroki i zobaczyłem przed sobą miłego, starszego mężczyznę z delikatną siwizną. Był ubrany elegancko i aż głupio zrobiło mi się na myśl mojego rozciągniętego swetra od babci. Energicznie mnie przywitał i zaprosił do oglądania teatru, mówiąc, bym czuł się jak w domu, po czym sam zniknął za jakimiś drzwiami, mając widocznie dużo rzeczy do roboty. Prawdopodobnie wszelkie formalności załatwimy później, gdy zdeklaruję się co do pracy tutaj.
Budynek był kameralny, więc szybko się w nim zauroczyłem i dosłownie poczułem jak w domu. Gotów byłem spędzić tu noce i dnie, szukając inspiracji do pisania i grania. Uważnie rozglądnąłem się po holu, ciesząc przy tym oko delikatnie wykończonym wnętrzem. Kiedy uznałem, że będę miał jeszcze czas tu wrócić, ruszyłem do sali oznakowanej wejściem na salę. Wszędzie było ciemno, oprócz sceny, która była dokładnie oświetlona. Nikogo nie było, dzisiaj teatr był zamknięty. Usiadłem w jednym z środkowych rzędów, odprężając się i czekając na wenę, która równie dobrze mogła się nie pojawić. Nawet jeśli by się nie zjawiło, to miałbym wspomnienie z odpoczywaniem w przyjemnym miejscu. Nagle zamiast melodii, która już układała się w mojej głowie, usłyszałem powolne kroki, a następnie donośny, męski głos, który po chwili przerwy zaczął recytować jakąś sztukę. Otworzyłem oczy i wbiłem wzrok w scenę, na której stał ciemny blondyn o szlacheckich rysach twarzy. Co jakiś czas inaczej intonował wypowiadane słowa, przyprawiając mnie przy tym o gęsią skórkę i dreszcze. Zagryzłem wargę, patrząc jak wczuwa się w każde słowo, jak oddaje się swojej pasji, którą widocznie była gra aktorska. Jego mimika zmieniała się z każdym słowem, a dłonie energicznie gestykulowały, zwalniając w spokojniejszych momentach. Nie grał tylko głosem jak niektórzy aktorzy. Grał całym ciałem. Każdym, najmniejszym atomem. Cała sala buzowała jego emocjami, a ja wraz z nią. Kiedy skończył, ukłonił się nisko, wprawiając swoją prawą dłoń w rozmach. Wyprostował się, a ja zacząłem klaskać jak nienormalny, wprawiając przy tym mężczyznę w niemałe zdziwienie.
<Hayden? Och weno ma gdzieś ty się podziała>
Od Haydena c.d Jane
Obudziłem się wcześnie, by punktualnie pojawić się na próbie w teatrze. Jedno z największych naszych przedstawień miało odbyć się lada chwila, a ja dostałem główną rolę. Zbiegłem po schodach, cudem nie potykając się o śpiącego na nich Argona, po czym zrobiłem sobie szybkie śniadanie. Gdy woda w czajniku zaczynała powoli się gotować, odblokowałem telefon z zamiarem zadzwonienia do Jane. Rzuciłem jeszcze okiem, czy przypadkiem nie jest za wcześnie - nie chciałem jej przecież obudzić. Była prawie dziewiąta, więc wybrałem numer dziewczyny. Jane odebrała bardzo szybko, czego się nie do końca się spodziewałem.
Po krótkiej wymianie zdań, szatynka zapytała, czy możemy wyjechać jeszcze dzisiaj. Zmarszczyłem, zastanawiając się, co miałem do zrobienia. Propozycja Jane bardzo mi się spodobała, ale był jeden kłopot - próba, na której musiałem się pojawić.
- Moglibyśmy jechać dzisiaj, ale dopiero po południu - westchnąłem, zalewając moją kawę gorącą wodą. Po całym mieszkaniu rozeszła się woń napoju, przez co uśmiechnąłem się pod nosem.
- Jeśli to kłopot, to możemy jutro, przecież nie ma problemu - usłyszałem cichy śmiech dziewczyny.
- Nie, nie, ja sam wolałbym wyjechać jeszcze dzisiaj, ale muszę iść na próbę - odparłem, po czym odepchnąłem nogą Argona, który zaczął podgryzać moje buty. Wtedy do głowy wpadł mi pewien pomysł. - Ale mogłabyś przyjść na próbę, będzie Argon i zobaczysz przedpremierowo nasz spektakl, a zaraz po tym pojedziemy. Oczywiście, jeśli chcesz.
Jane?
Jagna Triwaszenko
Głos: The Wooden Girl ~Thousand Year Wiegenlied
Życie:
- Wiek: 20 lat
- Płeć: Kobieta
- Data urodzenia: 19 sierpnia
- Orientacja: Heteroseksualna.
- Praca: Kreatorka obrazu (ogrodniczka), uczy się też botaniki. - Studiuje botanikę.
Cechy charakteru :Jagna to miła i wesoła dziewczyna o złotym oraz dużym sercu. Nie odmawia pomocy, potrzebującym. Kocha to co robi, i stara się brać od życia wszystko co jej daje. Nikt jeszcze nie widział jak płaczę, więc czasami denerwuje swoją wesołością.
Niektórzy mówią, że jest wredna. Czy to prawda ? Nie sądzę, jest po prostu brutalnie szczera. Jest też niepoprawną marzycielką, chciałaby popłynąć w romantyczny rejs. Mawiają o niej również, że swoją gadatliwością, przebije polityka, a żartami najlepszego komika. - Nie dajcie się zwieść, ma suche żarty, i nie lubi kłamać ani mówić po próżnicy, więc nijak nie pasują do niej te plotki.
Aparycja : Zgrabna, odpowiednio zaokrąglona. Jej jadowite, zielone oczy potrafią zajrzeć w dusze człowiekowi. Najczęściej ubiera się, właśnie pod kolor oczu. W jej garderobie, nie rzadko można natrafić na srebrne, drobne drobiazgi.
Ognista fala włosów, czasami jest spętana w wysoki kucyk.
Partner : Nie ma, ale czeka na marynarza. A jak się nie trafi, cóż złapie w swe sidła innego.
Rodzina: Mieszka na obrzeżach miasta i nie może zaakceptować pracy Jagny.
Historia: Miała pracować w małej rodzinnej księgarni. Ale pewnego razu, zobaczyła książkę botaniczną, która ją zaciekawiła. I tak też wkręciła się w świat roślin, później znalazła stosowne studia i skończyła na inżynierce obrazu naturalnego. Teraz dodatkowo, studiuje botanikę.
Ciekawostki: Uwielbia lody śmietanowo-truskawkowe i truskawki ze śmietaną w każdej postaci.
Mieszkanie: Małe, z dużą ilością książek i roślin.
Inne :
\x\ \x\ \x\ \x\ \x\ \x\
Kontakt: Asterix Amelia
wtorek, 24 stycznia 2017
Od Jasper'a cd Samanth'a
-Ja myślałam, że tu zjemy.. -była zdziwiona
- Jak chcesz możemy tu zjeść, ale pomyślałem, że źle będziesz się czułą w takim towarzystwie.
Wiedziałem, że miałem racje. Schyliła głowę. A ja lekko się uśmiechnąłem.
- Wiec? Gdzie zjemy?
-Masz racje nie odpowiada mi to towarzystwo wole wypić wino i zjeść u ciebie- odparła
Uśmiechnąłem się i kiwnąłem do kelnera. Przyszedł.
-Czym mogę służyć? -zapytał
- Poproszę jedna butelkę czerwonego wina Single Harvest 1964, a drugą butelkę prosze zapakować na wynos - pościłem oczko do kelnera
- Ah oczywiście - kelner zrozumiał i odszedł
Spojrzałem na Samanthe.
- Więc- spojrzałem na nią z szelmowskim uśmieszkiem. Kelner przyniósł kieliszki i nalał nam wina. Zaczęliśmy swobodną rozmowę. Gdy ona się rozgadała ja słuchałem przyglądając się jej.
Nagle, gdy zobaczyłem, że Samantha mi się przygląda.
- Jasper, leci i krew z nosa... - odparła
Ja dotknąłem prawą dłonią nosa i spojrzałem na nią. Byłą w czarnej mazi zwaną krew.
- Przepraszam cię na moment.
Wstałem i poszedłem do toalety. Umyłem twarz i ręce. Spojrzałem na siebie w lustrze. Zza eleganckiej koszuli leciały ciemne strugi jakby żyły w stronę mojej górnej części ciała czyli głowy.
Wyjąłem z kieszeni spodni małe opakowanie po miętowych cukierkach i zażyłem jedna mała pastylkę. Widziałem jak powoli cofają się z powrotem. Wziąłem wda wdechy i oddechy i wyszedłem z łazienki. Wróciłem do stolika.
- Głodna? - zapytałem
- Tak teraz już tak - odparła z uśmiechem
Wyciągnąłem rękę, a ona złapała. Poszliśmy do wyjścia. Przed wyjściem zatrzymał mnie kelner dając mi zapakowana butelkę szampana. Zapłaciłem mu i dałem wysoki napiwek. Otworzyłem wyjście by Samantha wyszła pierwsza. Wyszedłem tuż za nią.
- Masz samochód ?- Zapytała
- Nie - Samantha po tych słowach zbladła
Zaśmiałem się w głowie, a na twarzy miałem uśmiech.
-Ale od kolegi pożyczyłem - odparłem
Wyjąłem kluczyki i wcisnąłem guzik. Alarm otwieranej blokady drzwi był tak donośny, że łatwo było rozpoznać z którego uta on dochodzi.
Zdziwiła się.
-Twój kolega musi mieć lepszą pracę. - odparła podchodząc do auta
- pracuje tam gdzie ja - odparłem
-a ty nie masz auta ? - zdziwiła się
- wole nie marnować pieniędzy na niepotrzebne rzeczy wole zbierać na coś co będzie potrzebne - odparłem
Otworzyłem jej drzwi do auta a ona wsiadła. Wsiadłem na miejsce kierowcy.
- Ale masz prawo jazdy prawda ?- zapytała zapinając pas
- Pewnie - zaśmiałem się
Wrzuciłem kierunek i ruszyłem. Jechałem wolno i z przepisami nie potrzebne były mi popisy jak inni to robili drogimi autami.
- Dalej nie wiem gdzie pracujesz - odparła
-Pracuje w wojsku - odparłem z lekkim uśmiechem
- oł teraz juz wiem czemu twojego znajomego stać na auto - zaśmiałą sie
- heh tak to prawda dużo zarabiamy odparłem ale tylko ci, którzy maja stopień wysoki czyli Generał i pułkownik - odparłem
- A ty kim jesteś ? -zapytała i spojrzała na mnie
Zauważywszy jej wzrok i uśmiechnąłem sie .
- Ciekawska jesteś - odparłem
- Nie dla tego zapytałam. Ty wiesz gidze pracuje. - odparła
- Jestem pułkownikiem - odparłem jadąc,
Zaparkowałem na podjeździe i zgasiłem silnik. Spojrzałem na dziewczynę z uśmiechem.
- I uprzedzę twoje pytanie. Tak dużo zarabiam ale połowę oddaje na fundacje bo nie jest mi potrzebna a im sie przyda. Mógłbym , gdybym chciał mieć większy dom piękniejszy jak i mieć super auto. Ale po co mi to jak nie to mnie uszczęśliwia?
Patrzyłem na nią, a ona na mnie. Byliśmy blisko siebie.
Wysiadłem nagle z auta i obszedłem z drugiej strony. Otworzyłem jej drzwi. Wysiadła i zobaczyła mały rodzinny domek.
- Mały ale i tak ładny - odparła
- Nie wykończony - odparłem
Podszedłem do drzwi i je otworzyłem .
- Zapraszam - skinąłem ręką.
Pokazałem jej gdzie jest łazienka jakby chciała skorzystać.
- To ja skorzystam od razu. Za dużo wypiłam - uśmiechnęła się
- Dobrze w takim razie ja zaczynam gotować.
Zajęło mi to krótką chwilę, gdyż produkty były już przygotowane. Gdy Samantha weszła do kuchni pachniało przepięknie.
- Co robisz? - zapytała i usiadła na krześle przy wyspie.
- Risotto na białym winie z kurczakiem - odparłem
Samantha była pod wrażeniem nie tylko zapachu, ale i tego co gotowałem. Gdy danie było gotowe podałem jej na talerzu danie.
Samantha była pod wrażeniem widać to było po niej. Zaczęliśmy jeść. Pierwszy jej kęs i od razu była pod wybuchem smaku.
- To jest wyborne ! - odparła zachwycona i zaczeła jeść i delektować się
- Ma sie rozumieć. Wszystko świeże brak jakich kol wiek nawozów. A przepis od mojego starego znajomego. Byłego mistrza Kuchni Włoskiej we Włoszech.- Odparłem delektując się daniem
Gdy skończyliśmy jeść, zaprosiłem ja do salonu. Gdzie na małym stoliczku stały dwa kieliszki wybornego wina , oraz na talerzu ciasteczka. usiadła i napiła się wina.
- Co to za pyszności. - pokazała na ciasteczka
Samanth'a spróbowała i ciasteczka, które było znakomite.
- Najlepsze ciastka jakie jadłam !- odparła
- Ma się rozumieć - zaśmiałem się
No i zaczęła się rozmowa. Dowiedziałem się wiele o niej. A ona o mnie. Ma się rozumieć nie o chorobie leć o życiu . O tym co się stało z ojcem. O tym, że mam koszmary nocne i uczulenie na maliny. Także o tym że świetnie gotuje różne zagraniczne potrawy.
Samantha? ( Krótkie ?xD )
Od Sui CD Vanessy
-Oczywiście. -Kiwnęłam głową, wyciągnęłam umowę. -Proszę przeczytać i podpisać. Zawiera zabezpieczenie i deklaracje o zachowaniu danych osobowych w tajemnicy. Zapewnia również dolę ze sprzedaży, w zależności od sprzedanych egzemplarzy z Tym artykułem. -Wyjaśniłam podsuwając dziewczynie dokument.
-Wszystko w porządku ? -Zapytałam, kiedy kobieta czytała umowę.
Kiedy wszystko okazało się w porządku, dodałam jeszcze :
-Jeżeli się pani jakieś pytanie nie spodoba, proszę powiedzieć, to wymyślę coś bardziej stosownego. -Powiedziałam, to było słuszne zagranie.
Ostatnie trzy pytania :
-Czuje się Pani, przytłoczona przewagą mężczyzn w policji kryminalnej ?
-Często, otrzymuje Pani propozycje matrymonialne od kolegów z pracy ? - Sens tego pytania, doszedł do mnie dopiero wraz z przeczytaniem. Czułam, jak moja twarz pali się ceglaną czerwienią. Wstyd mi było, ponieść spojrzenie na kobietę. Wbiłam usilnie wzrok w ekran, a palce na klawiaturze drżały, z oczekiwaniem na odpowiedź.Przeklinałam w duszy swojego naczelnika, i obiecałam że zaraz po napisaniu tego artykułu, odmówię prowadzenia wywiadów.
Chciałam wyjaśnić, tej pewnie zniesmaczonej i poirytowanej kobiecie, że to nie moja wina, i że to nie Ja układałam te durne pytania.
-Ostatnie pytanie. -Oświadczyłam z ulgą. -Satysfakcjonuje Panią ta praca ? Jeżeli "nie" proszę uzasadnić, jeżeli "tak" również proszę o uzasadnienie. Przepraszam, jeżeli Panią dręczę. Taką mam prace. -Wyrwało mi się, i schyliłam głowę. Czemu ja to powiedziałam ? - Westchnęłam. - Nie miałam bladego pojęcia, czemu to dodałam. Chyb po prosu, zażenowanie pytaniami od naczelnika, których nie zdążyłam przeczytać i poprawić przed zjawieniem się Vanessy, sięgnęło zenitu.
<Vanessa ? >
niedziela, 22 stycznia 2017
Od Jane Cd. Hayden
- Jak miło znowu cię zobaczyć, Jane - ojciec uśmiechnął się przychylnie i bezczelnie próbował mnie odsunąć, aby wejść do mojego mieszkania, jednak odepchnęłam go, obrzucając zimnym spojrzeniem.
- Jesteś żałosny - warknęłam przez zaciśnięte zęby. Niewiele brakowało, a rzuciłabym się na niego, za co zapewne odsiedziałabym paręnaście lat w więzieniu.
- Nie przywitasz się z tatusiem? - wyszczerzył się złośliwie, widząc narastającą we mnie złość.
- Jeśli przez 10 minut się nie ulotnisz, wezwę policję. - Nim mężczyzna zdążył cokolwiek dodać, z impetem zamknęłam mu drzwi prosto przed nosem.
Wzięłam kilka głębszych oddechów i wróciłam do sypialni, dobierając sobie kilka wygodnych ubrań, w które szybko się przebrałam. Przeszłam do kuchni, w której zrobiłam sobie naleśniki. Usiadłam przy stole i trzymając w ręku telefon, zajadałam się śniadaniem.
W pewnym momencie mój telefon zaczął wibrować, a na wyświetlaczu wyświetliło się imię. Hayden.
- Halo? - doszedł do mnie lekko zaspany, jednak dalej tak samo ciepły głos właściciela uciekiniera, którego odnalazłam w parku.
- Dzień dobry - powiedziałam, uśmiechając się pod nosem.
- Cześć, chciałem się dopytać, co do naszego jutrzejszego wyjazdu. - Przerwał mu głośny szczek Argona, którego uciszył subtelnym Zamknij się, rozmawiam. - Kiedy moglibyśmy wyruszyć?
- Nie mam dzisiaj żadnych projektów do wykonania, więc jeśli nic dzisiaj nie robisz, to moglibyśmy wyjechać jeszcze dzisiaj - zaproponowałam i podniosłam się, odkładając talerz do zlewu.
Hayden? Przepraszam, że tak długo, ale szkoła to okropne stworzenie, żywiące się moim czasem :c
sobota, 21 stycznia 2017
Od Samanthy cd. Jasper
czwartek, 19 stycznia 2017
Od Jasper'a cd Samantha
- Co myślisz o rządach Black'ów?
- Twarda ręka lepiej się nie buntować - odparła stanowczo
- Hmm z bliska nie wygląda, aż tak strasznie - odparłem z uśmiechem
- Widziałeś go na żywo ? Oko w Oko ? ! - tak się zdziwiła, że aż się zatrzymała
- No tak - uśmiechnąłem się
Ruszyliśmy dalej.
- Nie wierzę ci, że nie wygląda strasznie zawsze na bilbordach i gazetach wyglądał jakby był synem szatana lub samym szatanem !
Zamyśliłem się. Heymith był już stary.. ale czy miał minę jakby mógł zabić? Wtedy sobi ego wyobraziłem.
- nie patrzałam nigdy z tej strony - spojrzała na mnie
Uśmiechnąłem się niemrawo.
- Wszystko dobrze ? - zapytała
- Tak jak najbardziej - odparłem z uśmiechem
Nie było w porządku.. przypomniał mi się ojciec..mój własny. Też twardą ręką mnie wychowywał. Odkąd matka zmarła. Chodź nie znałem jej.. to wiedziałem, że była wspaniałą kobietą. Ojciec jak byłem mały godzinami o niej opowiadał. Jak się poznali... jak zakochał się w niej. Wtedy on sam ożywał. Stawał się nie żołnierzem, który musi dyscyplinować syna by wyrósł na porządnego mężczyznę tylko jak ojciec czuły..
Wtedy wyrwałem sie z zamyślenia i stanęliśmy pod drzwiami kobiety.
- Miło było cie odprowadzić Samantho
- Mi również było miło
- Może rozważysz moja propozycję, którą ci powiem. Zapraszam się w weekend w sobotę do restauracji Aurana - odparłam z uśmiechem

- Rozważę twoją propozycje o której godzinie ? - zapytała
- 20.00 stolik na nazwisko Pine - odparłem
Pocałowałem na pożegnanie kobiecą dłoń.
- To do jutra Samantho Fox
Gdy odchodziłem widziałem zdziwioną minę dziewczyny. Nie dziwie się. Znałem jej nazwisko chodź podała tylko imię.
Wróciłem do domu. Zaparzyłem sobie rumianek. Postanowiłem iść do swojego tajnego pokoju*
by przy herbacie poczytać. Postawiłem na stoliku szklankę i podszedłem do regału. Oczywiście nie było tego długiego żyrandolu.. Była przy sufitowa lampa ledowa. A koło sofy stała duża lampa by móc oświetlać pokój by lepiej się czytało, bądź zdrzemnąć się. Wybrałem "Kosmiczna Burza". Po prawej stronie miałem starą mapę świata, która została przez ojca odnaleziona na misji i podarowana mi po jego śmierci. Nie oddałem jej do muzeum tylko sam oprawiłem w ramę i wstawiłem szkło. Po lewej stronie miałem dzisiejszą mapę świata. Rząd pozwolił mi wziąć najnowsza mapę, z powodu zaufania. Też oczywiście była w ramie i w szkle. Nad ramami wisiały lampy i włączą się tylko na rozkaz " świeć" tak były na głos. Biorąc książkę do ręki spojrzałem na znalezioną przez mego ojca mapę. Była niesamowita. Miałem marzenie przestudiować ją kiedyś ale brak czasu.. praca.. A to wymaga sporo czasu.. Usiadłem wygodnie na sofie i zacząłem czytać. Czas mi mijał a moje oczy zmorzył sen. Obudziłem się koło 9.45. Wstałem z kanapy zesztywniały. Poszedłem po ćwiczyć i pobiegać w około okolicy. Gdy wróciłem poszedłem się kąpać i zmienić ciuchy. Sprawdziłem czas. Punktualnie wyrobiłem się do 12 godziny. Popsikałem się perfumem i poszedłem do kuchni. Zaparzyłem kawę i wypiłem. Ciepła mocna kawa o poranku a raczej południu jest cudowna. Pomyślałem co by tu zjeść. Zrobiłem sobie lazanie. Nie chciało mi się iść do restauracji. Wolałem coś ugotować pysznego u siebie. Po zjedzeniu i umyciu naczyń schowałem resztki lazanii do lodówki.
Zamyśliłem się i spojrzałem na czas. Dziś piątek mam nockę. Dobrze się składa jutro przyjadę rano i się wyśpię na wieczór.
Samantha? (PS. Rozpisałem sie xD)
*pokój jest pod liczbą 7 w zdj. domu
Od Sui
-Diabli by wzięli, te głupie puste babki... Nie mogą lubić innych tematów ? -Zaszlochałam, tuląc się do poduszki. Musiałam jednak wziąć się w garść, jedno spotkanie nie mogło mnie przecież zabić. Redaktor był dla mnie tak wyrozumiały, że załatwił mi kogoś od kryminalnych i to Kobietę ! To zdecydowanie ułatwiało mi pracę oraz ograniczało ilość obowiązkowych rozmów do minimum. Odetchnęłam i podeszłam do szafy.
-Nawet nie wiem, w co się ubrać na spotkanie z kimś. -Westchnęłam żałośnie. Aż w końcu decyzja padła, na koszulkę, ale kimono, tylko bez rękawów i miniówkę zakrywającą pół uda. Wszystko w kolorach bieli i czerni. Do tego zrobiłam sobie dwa kucyki. Wychodząc, wzięłam laptopa, i udałam się w umówione miejsce.
Czyli do mojej ulubionej, cichej kawiarni. Redaktor powiedział, że przekazał kryminalnej, iż z łatwością mnie pozna. A jak, Ja poznam Ją ? - Byłam pół godziny przed czasem, więc zamówiłam swoje ulubione ciastko i herbatę.
Odpaliłam laptopa, by sprawdzić w ogóle o czym ma się toczyć rozmowa.
Dowiedziałam się, że moja rozmówczyni nazywa się Vanessa Hope. Stwierdziłam, iż do takiej pracy ma niezłe nazwisko. Kiedy spojrzałam na to, jakie pytania mam jej zadać myślałam, że zapadnę się pod ziemię.
Poza ogólnym dowiedzeniem się, na czym polega, praca kryminalnych miałam się dowiedzieć czy: "Nasze czytelniczki pytają się, czy Ci wszyscy fajni chłopcy są gejami, czy rzeczywiście tak dbają o swoją kondycję ?". Pokręciłam mocno głową, zwyczajnie nie mogłam o to spytać. No bo jak ? Ja! Osoba, dopadnięta fobią społeczną, lubiąca osamotnienie. Miałam nie dość, że zrobić artykuł z wywiadem, to jeszcze pytać o takie głupoty.
Postanowiłam, że spytam inaczej: "Czy w policji kryminalnej, jest przewaga któreś płci i czym jest to uwarunkowane. " . Tak to zdecydowanie było lepsze pytanie. W ogóle zaczęłam poprawiać te bzdurne pytania, nerwowo patrząc na zegarek, a do ciastka zamówiłam kawę, a herbatę odstawiłam na bok.
"Czy podniecają panią, koledzy z pracy ?" - Rany Chrystiana Andersena. Następnym razem, sprawdzę pytania, od redaktora, a nie z zaufaniem idę. -Westchnęłam, poprawiłam to na: "podoba się pani ta ciężka praca ?"
To chyba było, ostatnie głupie pytanie.
Zresztą, na więcej i tak nie miałam czasu, kawę wypiłam, a obok mnie stanęła pewna kobieta.
Jeżeli jest tam coś nieodpowiedniego, to się powieszę. - Stwierdziłam w myślach.
<Vanessa ?>
poniedziałek, 16 stycznia 2017
Feliks Żukowski
Głos: Piotr Zioła - Safari
Życie:
- Wiek: Dwadzieścia trzy jesienie
- Płeć: Mężczyzna
- Data Urodzin: Trzynasty października
- Orientacja: Biseksualna
- Praca: Komponuje muzykę do spektakli teatralnych
Cechy Charakteru: Niezwykle spokojny mężczyzna. Istota o wrażliwych odczuciach i emocjach. Czuły, troskliwy i opiekuńczy. Czasem zdający się żyć we własnym świecie pełnym miłości i uczuć. Delikatny niczym płatek róży romantyk, który żyje chwilą i kieruje się słowami "Carpe Diem". Inteligentny i do tego niezwykle pomocny, podaje swoją dłoń każdemu kto jej potrzebuje. Mimo wszystko wydaje się niezwykle melancholijny i nieco osowiały. Jest tak dlatego, ponieważ chłopak jest tak spokojny, że momentami człowiek zastanawia się, czy jeszcze żyje. Nie lubi się spieszyć, woli zastanowić się nad chwilą i powoli ją przeżyć. Utalentowany i mądry, jednak nie lubi się tym chwalić. Jest zapewne jedną z najskromniejszych osób jaką spotkasz na swojej drodze. Lubi zastanowić się po kilka razy zanim coś zrobi, dokładnie rozpatrzyć każde możliwe wyjście z danej sytuacji. Mimo swojego wrodzonego spokoju i opanowania potrafi być impulsywny i działać szybko. Najczęściej zdarza się to gdy jest pod presją czasu, albo w stresie. Stres to jego nawiększy wróg. Paraliżuje on Feliksa, bądź doprowadzają do szału i wytrącenia z równowagi.
Nienawidzi sprowadzać na siebie nieszczęścia i wrogów, woli zjednywać sobie osoby i być z nimi w dobrych relacjach. Jest bowiem niezwykle otwartą na znajomości osobą, która chętnie przebywa między ludźmi. Kiedy zaczyna opowiadać wydaje się jakby zamykał się w swoim świecie i mówił do wielkiej widowni. Posługuje się jezykiem prostym, aczkolwiek jego barwa głosu sprawia, że brzmi jakby wypowiadał wiersze, których słownictwo jest bogate w trudne słowa. Konwersacja i zacieśnianie więzi międzyludzkich to jedne z jego ulubionych rzeczy. Przepada za zapoznawaniem się z różnymi punktami spostrzegania świata. Ciekawi go ludzka psychika i myśli. Pragnie przyswajać wiedzę i dowiadywać się nowych ciekawostek. Równie mocno chce zapoznawać się z każdą rasą uczęszczającą do tej szkoły.
Lojalny. Z osobami, z którymi dzieli szczególne wspomnienia, czy też po prostu za nimi przepada, potrafi przebywać długo i blisko. Nie odwróci się od człowieka tak prędko, będzie walczył o każdą znajomość, którą uważa za cenną. Takowe osoby stara się bronić za wszelką cenę, odsuwać je od zła i nie dopuszczać do nich niebezpieczeństwa. Jako iż jest niepoprawnym romantykiem takich osób jest dosyć dużo.
Mimo tych wszystkich dobrych cech nie braknie też tych złych. Feliks bowiem często wydaje się nieco narcystyczny, egoistyczny. Zawsze stawia na swoim i trudno przekonać go do swoich racji. Jest uparty jak osioł i zawsze doprowadza swoje postanowienia do końca. Nie cierpi gdy coś jest niedokończone, gdy czegoś brakuje. Perfekcjonista do bólu, co wcale nie jest takie dobre. Potrafi wręcz irytować swoją zawziętością i chęcią stworzenia czegoś idealnego, co oczywiście nie jest możliwe.
Aparycja: Liczący sobie metr i osiemdziesiąt cztery centymetry, a do tego chudy jak patyk. Wymiary ma niczym prawdziwy model, podobnie z twarzą, która często jest wykrzywiona w grymasie myśliciela. Wtedy na czole Feliksa pojawia się duża zmarszczka. Równie często widać na jego buzi delikatny uśmiech i spokojne, przeszywające, zielone oczy. Ma jasną, wręcz porcelanową cerę, która gdy zaleje się rumieńcem wygląda jak pomalowana. Pełne usta, miękkie usta koloru ciemnego blondu i kilka pieprzyków dodających mu uroku. Jak wyjęty z okładki jakiegoś magazynu. Gustuje w koszulach i swetrach. Jest zawsze schludnie ubrany.
Partner: Mimo jego łatwości w popadaniu w zauroczenia, aktualnie jego serce wolne jest od takich zagwostek.
Rodzina: - Rodzice - Magdalena i Jarosław.
- Rodzeństwo - Starszy brat Marcin i młodsza siostra Kamila.
Historia: Urodzony w Polsce. Był najbardziej dziewczęcy z całego rodzeństwa, mimo, że miał siostrę, jednak ona podobnie jak brat miała zamiłowanie w sporcie i posiadała wręcz chłopięcy charakter. Mimo tego nie był odrzutkiem. Wręcz przeciwnie, był najbardziej lubianym członkiem rodziny, do którego przychodzili wszyscy w celu zasięgnięcia języka. Nikt nigdy nie oczekiwał od niego zachowywania się jak reszta. Pozwalano mu być najbardziej artystyczną duszą w domu. Uczył się dobrze, od dzieciaka dążył do swojego celu - zostania kompozytorem. Udało mu się i teraz wędruje po świecie szukając swojej ostoi, nie zapominając przy tym o kochającej rodzinie, która czeka na niego w Polsce.
Inne: |x|
- Miłośnik herbaty. Najbardziej przepada za zieloną i malinową z kardamonem.
- Nie przepada za fantastyką.
- Mistrz prasowania i krochmalenia, uwielbia to robić na odstresowanie.
- Gotuje też niczego sobie.
- Jeśli chodzi o przyjaźnie, to o wiele lepsze relacje nawiązuje z kobietami.
- Posiada pewnego rodzaju słabość do osób niezwykle drobnych. Uwielbia się z nimi przytulać, a raczej je przytulać. Sam nie przepada za przytulaniem się do niego.
- Duża łyżeczka. Zawsze.
- Dobra komedia, albo serial zawsze są u niego mile widziane.
- Czy ktoś powiedział czekolada? Feliks jest absolutnym fanem tego ciemnego przysmaku.
- Uwielbia koty.
- Gra na fortepianie, wiolonczeli i gitarze,
Zwierzak: ---
Kontakt: Qjonka [Howrse]
rejnbowmarshmallow@gmail.com
Mieszkanie: Całe jego mieszkanko to malutki pokoik znajdujący się w jednym z tańszych bloków. Jednakże większość czasu tuła się po hotelach, szukając weny twórczej w różnych zakątkach miasta.
niedziela, 15 stycznia 2017
Od Sui
Kiedy je otworzyłam, zegar na ścianie wybijał melodyjnym dźwiękiem piątą. Przeciągnęłam się jak leniwe kocie. Wstałam w reszcie z łóżka, okna w pokoju były zasłonięte, grubą, ciemnofioletową zasłoną, więc nie widziałam nawet promieni słońca. Zdziwiłam się, kiedy stwierdziłam, że nie chce mi się już spać.
Wstałam więc, aby wziąć prysznic i doprowadzić się do ładu. Podeszłam do lodówki, kiedy ją otworzyłam, okazało się, że nie mam w niej nic prócz masła. Mogłam zrobić sobie chleb z samym masłem, ale nie miałam żadnego pieczywa ani niczego na wzór.
Podeszłam laptopa, odpalając go i ponownie zasiadając. Pisałam, kolejny artykuł i to bez przerwy przez...eee... nie miałam pojęcia, jak wiele godzin minęło, od czasu kiedy zaczęłam pisać, do momentu zakończenia pracy.
Mój wzrok opadł, na prawy dolny róg ekranu. Wpatrywałam się w niego przez dłuższy moment, by zaraz się poderwać i wciągnąć na siebie.
Wyszłam, szybko i skierowałam swój krok do redakcji, z laptopem pod pachą. Było po siedemnastej, miałam jedynie pół godziny, by dostać się na miejsce. Słońce oślepiło mnie na początku, nie wychodziłam od ostatniego tygodnia.
*
Moje spotkanie z naczelnym, trwało niemal do dwudziestej. Kiedy wyszłam, z redakcji poczułam, jak bardzo głodna jestem. Ruszyłam w kierunku ulubionej kawiarni, w której nigdy nie było dużego tłoku, więc nie musiałam martwić się o to, czy ktoś mnie zaczepi.
<Jasper Ryan Pine?>
Od Haydena Cd. Jane
Po powrocie do domu nie miałem zbyt dużo do roboty. Usiadłem przed telewizorem, poprzeglądałem jakąś gazetę, zjadłem odgrzany obiad, który zamówiłem dzień wcześniej - rutyna. Moje życie kręciło się tylko wokół teatru, a gdy odwoływali próby, zwyczajnie się nudziłem.
Gdy dochodził wieczór, postanowiłem wziąć dłuższą kąpiel. Przekręciłem kurek, a już po chwili do wanny lała się ciepła woda. Dodałem parę kropelek olejku o zapachu fiołków. Cudowna woń rozlała się po całym mieszkaniu. Ach, jak ja kochałem fiołki.
-Wyjdź, Argon, bo będę się czuł nieswojo w twoim towarzystwie-mruknąłem w stronę leżącego na dywaniku spaniela. On tylko przekręcił głowę w bok, jakby nie rozumiał, o co mi chodzi. Westchnąłem i wywróciłem oczami.-Stary, ja będę nagi, no weź, idź sobie.
Argon niechętnie wstał i poczłapał w stronę salonu, a ja w spokoju mogłem wejść do wanny. Gdy już leżałem w ciepłej wodzie, zatapiając się w dźwiękach muzyki klasycznej, dochodzącej ze stojącego w rogu radia, w mojej głowie pojawiły się wspomnienia z dzisiejszego dnia. Mimowolnie uśmiechnąłem się na myśl o Jade. Naprawdę ją lubiłem, co przejawiało się przyjemnym ciepłem, wypełniającym mnie od środka. Przymknąłem powieki, by całkowicie się zrelaksować.
**
Obudził mnie dźwięk przychodzącej wiadomości. Nie miałem pojęcia, która była godzina, ale na pewno bardzo wczesna. Westchnąłem głośno, przykrywając głowę poduszką. Przeklinałem w myślach moment, w którym stwierdziłem, że nie będę wyciszać na noc telefonu, bo i tak nikt do mnie nie zadzwoni.
-Argon, weź sprawdź, kto to-mruknąłem, bo, mówiąc szczerze, mój umysł jeszcze spał. Potrzebowałem paru minut, żeby zorientować się, że kazałem swojemu psu sprawdzić, kto pisał. Westchnąłem cicho, policzyłem do trzech i wstałem, by wziąć komórkę, która leżała na szafce. Przetarłem oczy, po czym odblokowałem telefon. Pierwsze rzuciła mi się w oczy godzina - 5:28. Od razu znienawidziłem osobę, która mnie obudziła, bo wiedziałem, że już nie zasnę. Jednak gdy sprawdziłem wiadomości, cała złość ze mnie wyparowała. To Jane - napisała, że bardzo chętnie wybierze się ze mną i z Argonem nad jezioro. Uśmiechnąłem się pod nosem i szybko odpisałem jej, że bardzo się cieszę, bo faktycznie tak było. Dawno nie cieszyłem się tak bardzo.
Jane?
sobota, 14 stycznia 2017
Od Jane Cd. Hayden
Od Samanthy cd Jaspera
Od Haydena Cd. Jane
-Stary, daj spokój, nie żal ci takich sierotek?-zapytałem, wskazując na zwierzątka. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że mogłem wyjść na jakieś dziwaka, rozmawiając ze swoim własnym psem.
Na całe szczęście dzięki moim słowom Argon się uspokoił i z powrotem usiadł, by patrzeć z odrazą na szczeniaki.
-Twój pies bardzo cię lubi-zaśmiała się Jade, przyglądając się warczącemu cicho Argonowi. Zmierzwiłem sierść na głowie psa, a on spojrzał na mnie wzrokiem pełnym wyrzutu. Kątek oka dostrzegłem, że dziewczyna unosi wysoko szczeniaka i promiennie się do niego uśmiecha. Boże, jak ona kochała zwierzęta! Ta miłość biła od niej na kilometr!
-Wybacz, Hay, ale musicie wyjść. Mam ważną sprawę do załatwienia-mruknął lekko zdenerwowany Mason, wchodząc do pomieszczenia. Uniosłem pytająco brwi, dając mu do zrozumienia, że mogę mu jakoś pomóc, jeśli tylko chce. Mężczyzna jednak pokręcił przecząco głową, a ja nie miałem nic innego do zrobienia, jak wzruszenie ramionami. Podałem Masonowi dłoń na pożegnanie i wyszedłem ze schroniska razem z Jade.
Stanęliśmy na chodniku i nagle nastała nieprzyjemna cisza, przerywana tylko przez ciche jęki Argona, który chciał iść już do domu. Nie wiedziałem, jak mam się pożegnać z dziewczyną, bo...bardzo chciałem jeszcze kiedyś ją spotkać. Polubiłem ją. Może to dziwne, bo nie znałem jej długo, ale naprawdę ją lubiłem.
-Dzięki za miłe południe, Hayden-odezwała się jako pierwsza, posyłając mi ciepły i promienny uśmiech, który po raz kolejny rozgrzał mnie od środka.
-Nie, to ja ci dziękuję. No i jeszcze za znalezienie Argona, naprawdę dziękuję-odparłem. Jade już wyglądała, jakby chciała odejść, ale zatrzymałem ją swoim głosem.-Eee...Jade, jakbyś chciała się jeszcze kiedyś spotkać, to dzwoń.
-Ale nie mam twojego numeru-zaśmiała się, przez co zarumieniłem się jeszcze bardziej. Szybko wcisnąłem rękę do kieszeni i wyciągnąłem jakiś świstek, na którym szybko napisałem ciąg cyfr. Wręczyłem papierek dziewczynie.
-Wybacz, że na jakimś świstku, ale nie miałem niczego innego...No więc, w weekend jadę z Argonem nad takie jezioro, całkiem niedaleko. Wiesz, to rasa myśliwska, więc musi się czasem wybiegać. Jakbyś chciała, to możesz jechać z nami...Jakbyś chciała.
Jade?
Od Jane Cd. Hayden
Od Haydena Cd. Jane
Całe nasze spotkanie minęło w bardzo przyjemnej atmosferze - Argon już nikogo nie zaatakował, a ja nie wylałem na Jane kolejnej kawy. Zauważyłem, że dziewczyna co jakiś czas spoglądała w stronę niedużego schroniska, znajdującego się po drugiej stronie ulicy. Należało do mojego dobrego przyjaciela, czasami tam chodziłem i bawiłem się z małymi kotkami, one są takie urocze!
-Jane?-zapytałem, zwracając tym na siebie uwagę dziewczyny. Uniosła pytająco brew - zapewne zrobił to odruchowo.-Widzę, że zaciekawiło cię to schronisko.
-Tak, wygląda całkiem uroczo z tymi kolorowymi ścianami-odparła, przygryzając dolną wargę. Uśmiechnąłem się pod nosem, patrząc na skupioną dziewczynę. Wyglądała, jakby chciała wypatrzyć każdy, nawet najmniejszy, szczegół tamtego budynku.
-Wiesz, prowadzi je mój znajomy, jak chcesz, możemy tam podejść-powiedziałem i posłałem jej ciepły uśmiech. Nagle się ożywiła i spojrzała na mnie wzrokiem, w którym tańczyły blade iskierki ekscytacji.-Mają tam dużo małych kotków i piesków. Są kochane.
-Naprawdę?-zaśmiała się, bo cóż, prawie trzydziestoletni facet cieszący się jak dziecko na myśl o kotkach i pieskach, musi wyglądać głupio. Po raz kolejny tego dnia się zarumieniłem, przez co poczułem się jeszcze głupiej. Dawno, bo od rozstania z Sophią, nie byłem z jakąś kobietą na kawie, jedynie z koleżankami z teatru. Unikałem płci pięknej, bo obawiałem się, że każda z nich jest taka sama jak moja była narzeczona.
-Więc...jeśli tylko byś chciała, to już zapłacę i możemy tam podejść-mruknąłem i to wyjątkowo cicho, jak na mnie. To było naprawdę dziwne - zwykle nikogo się nie wstydziłem, bo dobrze znałem swoją wartość. A w Jane miała w sobie coś, co mnie onieśmielało, ale i sprawiało mi przyjemność równocześnie.
Jane?
Od Jane Cd. Hayden
Uniosłam wzrok, kiedy były one już prawie suche. Na szczęście miałam dziś na sobie czarne jeansy, więc nie było na nich kompletnie żadnego śladu. Widząc wzrok blondyna, uśmiechnęłam się pocieszająco i obserwowałam, jak mężczyzna wyciera stół, zagryzając dolną wargę.
- Proszę cię, nic się nie stało. Bardziej przejęłam się Argonem niż swoimi spodniami. - Uniosłam do ust kubek z gorącą czekoladą, a następnie podniosłam się i podeszłam do lady, aby poprosić kelnera o kilka dodatkowych chusteczek, dla mojego niezdarnego kolegi. Wróciłam z nimi do stolika i jeszcze raz dla pewności przetarłam stół, a następnie wyrzuciłam zużyte chusteczki do najbliższego kosza.
Zajęłam miejsce przy stoliku i skrzyżowałam spojrzenie z prawie że czerwonym ze wstydu Haydenem.
- Przepraszam, naprawdę nie chciałem wylać na ciebie tej kawy - powiedział po chwili ciszy, na co wywróciłam oczami. Nie mogłam już dłużej tego słuchać.
- Czy jeśli ja wyleję na ciebie kawę, to będziemy kwita i przestaniesz mnie przepraszać? - spytałam i zacisnęłam wargi, dzięki czemu wyglądałam na głęboko zamyśloną.
Blondyn zaśmiał się głośno, zwracając na siebie uwagę kilku klientów. Uśmiechnęłam się, widząc, że poprawiłam mu humor. Nieczęsto mi się to zdarza, zważając, że to moi przyjaciele zazwyczaj muszą mi go poprawiać.
Po moim pytaniu atmosfera rozluźniła się i wróciliśmy do rozmowy, którą przerwał dzwoniący telefon. Wzięłam komórkę do ręki i spojrzałam na wyświetlacz, na którym widniało pięcioliterowe słowo. Jedno z najpiękniejszych słów, jakie mogłam w tym momencie zobaczyć - Aaron.
Jednak mimo że czekałam na ten telefon od tygodni, nie odebrałam i napisałam tylko krótką wiadomość, że oddzwonię do niego.
- Przepraszam, musiałam odpisać - odparłam delikatnie zmieszana. Na twarzy blondyna pojawił się przyjemny uśmiech, którego trudno było nie odwzajemnić.
Hayden?
Od Haydena Cd. Jane
-Grafik komputerowy? Podziwiam cię, moje umiejętności w tym kierunku kończą się na uruchomieniu Gimpa. Dalej już sobie nie radzę.
To, co powiedziałem, wyraźnie rozbawiło dziewczynę, bo z trudem tłumiła śmiech. Czułem się trochę dziwnie, ale pod tym dobrym względem. Nie odczuwałem dyskomfortu, który zwykle towarzyszył mi przy poznawaniu nowych ludzi - po prostu dobrze rozmawiało mi się z tą dziewczyną, a atmosfera, według mnie, była naprawdę bardzo miła.
-Trening czyni mistrza, ja też kiedyś zaczynałam od włączania Gimpa-powiedziała, po czym posłała mi ciepły uśmiech, który przyjemnie rozgrzał mnie od środka. Nagle do moich nozdrzy dostał się przyjemny zapach świeżej kawy, a już po sekundzie napój stał przede mną. Kelner przyniósł nam nasze zamówienia, a gdy odchodził, niechcący nastąpił na ogon leżącego Argona. Spaniel natychmiast zerwał się na nogi, głośno warcząc, a ja, równie wystraszony jak kelner, lekko podskoczyłem, po czym chwyciłem smycz psa, który gotowy był do ataku. Gdy nerwowo ruszyłem ręką, przewróciłem filiżankę z kawą, a napój tak niefortunnie się rozlał, że dosięgnął nóg siedzącej naprzeciwko mnie Jane. Nie miałem pojęcia, co najpierw zrobić - uspokoić psa, czy pomóc dziewczynie. Na całe szczęście Argon ułatwił mi podjęcie decyzji, bo przestał warczeć, łypnął groźnie na kelnera i z powrotem się położył.
-Boże drogi, Jane, tak bardzo cię przepraszam-jęknąłem, patrząc wystraszonym wzrokiem na szatynkę, która chusteczką wycierała swoje spodnie. Cały czar tego spotkania nagle prysł, a przynajmniej w moim odczuciu. Chyba jeszcze nigdy nie było mi tak głupio, jak wtedy. Nie miałem zielonego pojęcia, co robić w takiej sytuacji, a to dobijało mnie jeszcze bardziej.
<Jane?>
Sui Yowane
- Wiek: 26 lat
- Płeć: kobieta
- Data Urodzin: 21 listopada
- Orientacja: heteroseksualna
- Praca: Pisarz, dorywczo - dziennikarz. (Pisze artykuły, na zadany temat, więc nie musi gonić za politykami)
Od Jane Cd. Hayden
- Dziękuje, to bardzo miłe - powiedziałam, przeglądając kartę, leżącą przede mną. Uniosłam wzrok, obserwując mężczyznę. Wpatrzony był w jedno miejsce za oknem. Zwróciłam swoje spojrzenie w tamtą stronę i zobaczyłam małe schronisko, umieszczone na skrzyżowaniu ulic. Kolorowe ściany dodawały mu uroku i przyciągały wzrok przechodniów, wywołując uśmiech u większości małych dzieci, które radośnie przyglądały się małym kotkom, bawiącym się kłębkami wełny. Kąciki moich ust delikatnie uniosły się do góry.
- Hayden? - odparłam naglę, zwracając na siebie uwagę mężczyzny. - Odchodząc od tematu psów, bo chyba wypytałam cię już o wszystko, co było możliwe. Interesujesz się czymś szczególnym?
Blondyn zamyślił się, a ja czekałam cierpliwie. W międzyczasie podszedł do nas kelner, a gdy odszedł, spisując nasze zamówienia na kartce, Hayden zabrał głos:
- Jestem aktorem, więc moje zainteresowania kręcą się głównie wokół mojej pracy. Bardzo lubię również czytać, często zabieram ze sobą książki, aby czytać w przerwach między próbami. Jestem również ogromnym miłośnikiem mojego psa, ale to już zapewne wiesz. - Mężczyzna uśmiechnął się szeroko, a na jego policzkach pojawiły się delikatne dołeczki. - A ty, Panno Jane?
Swoim wzrokiem jeszcze raz wróciłam w stronę schroniska, a następnie skrzyżowałam swoje spojrzenie z mężczyzną.
- Jestem fanką motoryzacji, oglądam dużo seriali i pracuję jako grafik komputerowy, utrzymując dzięki temu swoje małe mieszkanie w bloku. Uwielbiam również zwierzaki, co zapewne nietrudno zauważyć. No i lubię znajdywać psy w opuszczonych kamienicach, choć parki też są całkiem ciekawym miejscem.
Hayden?
czwartek, 12 stycznia 2017
Od Haydena Cd. Jane
-Hayden-przedstawiłem się, a dziewczyna leciutko ścisnęła moją dłoń. Posłałem jej delikatny i może trochę niepewny uśmiech. Cóż, rzadko zawiązywałem nowe znajomości, a zwłaszcza na środku parku. Nie byłem duszą towarzystwa, wolałem siedzieć w zaciszu własnego domu, popijając kawę i gładząc miękką sierść spaniela.
-Jane-odparła i uśmiechnęła się dużo pewniej. Czułem się troszkę niezręcznie, ale starałem się to ukryć, jak tylko potrafiłem. Hej, w końcu byłem aktorem! Argon zamerdał ogonem i polizał moją dłoń, którą odruchowo wytarłem z obrzydzeniem.
-No więc...znam bardzo dobrą kawiarnię, gdzie wpuszczają też psy, więc możemy się tam wybrać-powiedziałem, przyglądając się dziewczynie. Jane poprawiła swoje kasztanowe loki i po raz kolejny się uśmiechnęła, jakby wyczuwała moje zmieszanie i chciała dodać mi trochę otuchy. Poczułem, jak rumieniec wlewa się na moje policzki, przez co zdenerwowałem się jeszcze bardziej. Cholera jasna.
-Prowadź-odpowiedziała, po czym ruszyliśmy przed siebie, w stronę centrum miasta. Już po paru minutach zauważyłem, że odeszło ode mnie uczucie dziwnego dyskomfortu, a z Jane rozmawiało mi się naprawdę dobrze. Naszym, póki co, jedynym tematem były psy. Dziewczyna pytała, gdzie kupiłem Argona, jakiej jest rasy i jak długo już go mam. Zwierzak za każdym razem, gdy usłyszał swoje imię, merdał wesoło ogonem, przez co z twarzy Jane nie schodził uśmiech.
Zajęliśmy nieduży stolik na samym końcu kawiarni. Uważałem, że nie mogliśmy znaleźć lepszego miejsca - było cicho i przyjemnie. Przeczesałem dłonią swoje blond włosy, po czym otworzyłem kartę dań, czekającą spokojnie na klientów.
-Nie krępuj się, zamów wszystko, na co masz ochotę. Ja zapłacę, w końcu muszę się jakoś odwdzięczyć za znalezienie Argona-powiedziałem i spojrzałem na dziewczynę z wdzięcznością. Miałem ochotę w kółko jej dziękować, bo naprawdę nie poradziłbym sobie bez mojego spaniela, a ona jako jedyna zwróciła na niego uwagę. Mówiąc szczerze, byłem naprawdę zawiedziony postawą ludzi, którzy akurat wtedy znajdowali się w parku. Nie wykazywali nawet grama zainteresowania Argonem, mimo że prawie błagałem o pomoc.
<Jane?>
Od Jane Cd. Hayden
<Hayden?>
*przepraszam, że tak krótko, ale chciałam to dzisiaj wstawić c:*
Od Ethan'a cd Leticii
Od Letici Do Jane
Prawdę mówiąc, zawsze miałam chęć wziąć w tym udział, bo miałam spore szanse na wygraną, jednak miastem. Nie było to nic specjalnego, zwykły tor, na którym organizowane były wyścigicoraz znalazła się jakaś osoba, która musiała mi w tym przeszkodzić, mówiąc jakie to niebezpieczne.
Mam za sobą swoje pierwsze starty, w czym tylko jeden przegrany - na około sześć wygranych, więc uważam, że nic mi się nie stanie, a przynajmniej nie powinno.
Zgasiłam papierosa, zarzuciłam na siebie skórzaną kurtkę i ruszyłam na tor.
motocykl, zawsze jakoś wolałam motory, chociaż było to niebezpieczniejsze, to czułam się lepiej jadąc takim czterosuwem.
Kiedy dojechałam na miejsce, przywitałam się ze znajomymi mi twarzami, dopięłam mocniej glany i skierowałam się na tor.
Od dawna mi tego brakowało, a wyciągając trzysetkę poczułam, że znowu zaczyna mi się to podobać tak, jak kiedyś i w najbliższej przyszłości nie zamierzałam zrezygnować z wyścigów "dla kogoś". Kiedy już jazda w kółko zaczęła mi się nudzić, zeszłam motocykla i poszłam do małego warsztatu, który mieścił się niedaleko toru. Tam wymieniłam płyn hamulcowy i właściwie nie wiedziałam, co mogę jeszcze zrobić, bo wszystko było w jak najlepszym porządku.
Kiedy wstałam, wytarłam ręce w ścierkę i miałam zamiar się przebrać, do środka weszła jakaś dziewczyna.
Nigdy jej tu wcześniej nie widziałam, była niska i miała niemalże białą cerę, zupełnie inną od mojej - ciemnej. W ogóle, zauważyłam, że była moim kompletnym przeciwieństwem. Postanowiłam się przywitać, ale ciągle pozostawałam podejrzliwa w stosunku do niej.
- Cześć - uśmiechnęłam się, patrząc na nią.
Jane?
środa, 11 stycznia 2017
Od Jasper'a cd Vanessa
- Zrób sobie wolne Jasper zrelaksuj się , zabaw sie
To zawszę nie umiem tego wykonać . Stresuje sie zawsze wtedy i nic mi nie wychodzi. Ale chociaż mogłem zapłacić rachunki , oraz zrobić do domu małe zakupy. Posprzątałem kurze w domu bo było tego tam pełno jak w muzeum. No i oczywiście poszedłem do zawodowców spytać się za ile skończą mój dom bo oczywiście nie pomalowali go i soi ceglany. Okazało się , żę dużo to wynosi samo pomalowanie !! Postanowiłem sam pomalować. Ruszyłem do sklepu typu " Mrówka "budowlanego.
Szedłem chodnikiem , gdy nagle zauważyłem , że jakiejś kobiecie zepsuło sie auto . Przebiegłem przez drogę rozglądając się czy nic nie jedzie .
*Dalej wiadomo co się działo *
- Przepraszam - mruknęła dziewczyna pod nosem.
Uśmiechnąłem sie w jej stronę .

- Przepaliły sie kable - odparła już spokojniej kobieta
- Więc najlepiej by było zadzwonić po pomoc drogową - oznajmiłem
- Nie mam przy sobie telefonu - odparła i otarła pot z czoła
Z samochodu unosiła sie lekka para wiec nie dziwo , że sie spociła . Wyjąłem telefon i szybko wykręciłem numer do pomocy Drogowej . Podałem ulice i miejsce gdzie stało auto. Rozłączyłem sie po czym odparłem.
- Przyjadą za 15 minut.
- Dziękuje -odparła z miłym uśmiechem
- Jestem Jasper Pine - podałem rękę.
- Vanessa Hope - odparła i podała rękę , którą później uścisnąłem.
- Do zobaczenia może w przyszłości - odparłem i szybko przebiegłem na drugą stronę ulicy .
Wróciłem do swoich codziennych spraw czyli malowania domu..
Wszedłem do sklepu i kupiłem wszystkie potrzebne rzeczy. Że nie miałem samochodu zadzwoniłem do kolegi z wojska , który miał Jeepa . Przyjechał nim i zapakowałem wszystko na niego. Później podwiózł mnie do domu. Wyłożyłem wszystko na ziemie . I Podziękowałem mu. Było południe.
Ściągnąłem bluzkę i położyłem przy wejściu. Złożyłem pierw rusztowania , a później zacząłem brać się do roboty.
Vanessa?
Od Haydena
Byłem już spóźniony...i tu bardzo spóźniony. Dochodziła dziewiąta, a ja w teatrze miałem stawić się o siódmej. Kląłem w kółko pod nosem, gdy wciągałem na siebie spodnie i poprawiałem fryzurę. Ostatnio spóźniałem się cały czas i denerwowałem tym wszystkie osoby w teatrze. Miałem problemy ze snem, więc kładłem się spać bardzo późno, co skutkowało spaniem do południa.
-Argon, stary, wytrzymaj bez jedzenia do południa, błagam cię!-zawołałem do spaniela, który ze schodów przeniósł się na sofę. Spojrzał na mnie tak, jakby całkowicie rozumiał moją sytuację, za co tak bardzo go lubiłem.
Szybko wybiegłem z mieszkania, a już po paru minutach pędziłem w stronę teatru. Jednak gdy skręcałem w kolejną alejkę, coś mnie zatrzymało. Wróciłem myślami do momentu, w którym wstałem, a później się myłem, ubierałem i wychodziłem. Coś mi się nie zgadzało - brakowało jakiegoś jednego elementu.
"Hayden, idioto, nie zamknąłeś drzwi do mieszkania!" - zawołał mój wewnętrzny głos, przez co natychmiast odwróciłem się na pięcie i pobiegłem z powrotem do bloku.
Drzwi faktycznie były uchylone, ale nie miałem czasu sprawdzać, czy nikt przez ten czas się nie włamał. W sumie - nie miałem tam nawet nic ważnego. Wsunąłem klucz w dziurkę i go przekręciłem.
**
Po dwudziestu minutach stanąłem przed dębowymi drzwiami prowadzącymi do teatru. Przełknąłem ślinę ze zdenerwowania, bo wiedziałem, że bez krzyku się nie obejdzie. Pchnąłem wrota, jak to zwykle mawiano na wejście do budynku, i wszedłem. O dziwo dyrektor nie skrzyczał mnie już na wstępie, lekko się zdziwiłem, ale wzruszyłem ramiona i poszedłem dalej, w stronę sceny,
-Hayden, co ty tu robisz?-usłyszałem za sobą męski głos. Odwróciłem się, a moim oczom ukazał się nieduży mężczyzną z długą rudą brodą. Ben, nasz woźny!
-Przyszedłem na próbę.
-Nie ma dziś próby, stary, Kath się rozchorowała, a co to za próba bez głównej aktorki-Ben spojrzał na zegarek i zmarszczył brwi.-No i bez głównego aktora, bo próba rozpoczęłaby się dwie i pół godziny temu, Hayden.
**
Wróciłem do mieszkania. Z jednej strony się cieszyłem, bo nikt na mnie nie nakrzyczał, a z drugiej nie, bo każda próba była ważna, a zwłaszcza przed tak dużym przedstawieniem. Westchnąłem i wsadziłem klucz do dziurki, by po chwili otworzyć drzwi.
-Argon, chodź kochany, dam ci jedzonko trochę wcześniej!-zawołałem i skierowałem się do szafki, w której trzymałem psią karmę. Nasypałem trochę do miski i położyłem ją na podłodze. Jednak pies nie przyszedł. Zacząłem go nawoływać - jednak na marne. Po spanielu ani widu, ani słychu. W jednej sekundzie znalazłem się przy swoim laptopie i wydrukowałem pierwsze lepsze zdjęcie psa, jakie tam znalazłem. Po raz kolejny wybiegłem nerwowo z mieszkania, tym razem pamiętając o drzwiach. Pomknąłem do parku, do którego tak często chodziliśmy na spacer. Podchodziłem do każdego człowieka i wciskałem mu przed nos zdjęcie Argona, pytając, czy gdzieś go nie widział. Niestety - nikt w ogóle go nie poznawał. Zrezygnowany usiadłem na ławce i ukryłem twarz w dłoniach. Spaniel był moim jedynym przyjacielem i...czułem, że rozumiemy się bez słów. Już nigdy nie osiągnąłbym z żadnym innym psem takiej więzi.
-Hmm, przepraszam, to jego pan szukał?-usłyszałem kobiecy głos. Podniosłem głowę, a przed sob ujrzałem Argona merdającego wesoło ogonem. Jego czarną obrożę trzymała niezbyt wysoka dziewczyna o brązowych lokach, z nieśmiałym uśmiechem na twarzy.
-ARGON!-zawołałem, a spaniel wskoczył mi na kolana. Z czułością zmierzwiłem miękką sierść na jego głowie.-Stary, już nigdy mi tego nie rób, okej?
-Cieszę się, że mogłam pomóc-dziewczyna ponownie się odezwała, po czym odwróciła się i ruszyła przed siebie - w swoją stronę.
-Hej, poczekaj-zawołałem za nią, może odrobinkę za głośno. Odwróciła głowę i nieśmiało na mnie spojrzała, jakby nie była pewna, czy mówię do niej.-Ugh, dziękuję bardzo. Nie wiem, jak mogę ci się odwdzięczyć. Może...może kawa?
<Jane?>
Od Jasper'a cd Samanthy
-oł - rozmasowała rękę
- Przepraszam jeżeli za mocno ścisnąłem - odparłem grzecznie .
- Samantha !- krzyknął jakiś wysoki głos zza drzwi
- Przepraszam muszę iść - odparła
- Do zobaczenia . Obyś następnym razem dobrze mnie wypatrzyła.
Zacząłem pić kawę .Po 10 minutach rozkoszowaniu sie ciepłą , mocną kawą usłyszałem dzwonek telefonu. Wyjąłem i zobaczyłem sms'a
-" Jesteśmy przed Restauracja wyłaź !"
Wstałem szybko złapałem za kurtkę , którą powiesiłem na krześle i założyłem ja na siebie. Podszedłem do kasy , gdzie stała nowo poznana pani.
- Jestem wyrozumiały dlatego tak długo wytrzymałem bez obsługi . Ale nie wyjdę nie płacąc . Odparłem i podałem pieniądze by zapłacić.
- Nie nie mogę wziąć - odparła oddając mi ja
- Lepiej przyjmij bo dam innemu kelnerowi i on dostanie napiwek .
Kobieta spojrzała na banknot. Był to banknot 50 zł. Czyli by spory napiwek dostała. Spojrzała jeszcze raz na mnie , a ja się słodko uśmiechnąłem.
Dzisiaj miałem za zadanie wyszkolić nowych kandydatów. Oczywiście moja pierwsza grupa to była część męska. Najpierw zafundowałem im bieganie wokoło toru przeszkód . Jakieś 4 kółek . Później kilka przysiadów i pompek . Gdy już byli rozruszani , kazałem im przejść na czas tor przeszkód. Połowa nie zdała, wiec wzięła się do roboty i zaczęła trening by znów zdawać. Później zająłem sie częścią damską . Dałem im za zadanie 3 okrążenia i również seria przysiadów i pompek. Później jak i męska część zdawanie na czas toru. Niestety mniejsza liczba osób nie zdało nie było nawet pół na pół. Więcej osób nie zdało. Zdałem raport szefowi i postanowił dać mi wolne. Spojrzałem na zegarek , który znajdował sie w gabinecie szefa i oczywiście było po 17 . Szybko zabrałem rzeczy i kurtkę i ruszyłem by znaleźć kogoś , kto by mógł mnie podwieźć .
Oczywiście jeden z nowych rekrutów się zgodził . Zawiózł mnie tylko pod park .Dalej nie mógł jechać , gdy musiał wracać do jednostki. Zarzuciłem kurtke przez ramie i ruszyłem do restauracji.
Samantha?
Hayden Christensen
Głos: Hayden Christensen
Życie:
- Wiek: 27 lat
- Płeć: mężczyzna
- Data Urodzin: 19 kwietnia
- Orientacja: heteroseksualny
- Praca: Pracuje jako aktor w niedużym teatrze.
Cechy Charakteru: Haydena może wyróżniać niezwykłe poczucie własnej wartości, co często odbierane jest jako egocentryzm. Ludziom wydaje się, że mają do czynienie z najbardziej narcystycznym i aroganckim mężczyzną na świecie, ale są w wielkim błędzie. Pewność siebie a arogancja to dwie różne rzeczy, które jednak dzieli bardzo cienka granica.
Mężczyzna zawsze dąży do wyznaczonego sobie celu, chodźmy idąc po trupach. Zwykle nie przejmuje się, co pomyślą, czy powiedzą, o nim inni ludzie, więc robi to, na co ma ochotę. Nie jest osobą skorą do rozmów, a co gorsza, do poznawania innych. Nie przepada za ludźmi, więc stara się ograniczać wszelkie kontakty towarzyskie, przez co rzadko można go spotkać na jakimś koncercie albo na imprezie. Wyznaje zasadę, że każdy człowiek jest egoistą, póki nie zaspokoi swoich potrzeb, więc rzadko rwie się do pomocy, chyba że ktoś naprawdę jej potrzebuje.
Hayden zawsze będzie się bronić i nigdy nie pozwoli się poniżyć. Jest naprawdę inteligentny, więc wie, że najlepszą bronią są słowa, którymi potrafi doszczętnie każdego zniszczyć. Nie boi się mówić tego, co myśli, choćby jego poglądy były całkowicie sprzeczne z poglądami całego świata. Po prostu zawsze kroczy przed siebie, patrząc na ludzi z góry. Nigdy nie ufa komuś, kogo nie zna, choćby wyglądał na najmilszą osobę na tej planecie. Hayden dobrze wie, że nie można oceniać książki po okładce.
Nic w życiu nie przychodzi łatwo, więc wszystko, co Hayden ma, zdobył dzięki ciężkiej pracy. Każde powierzone mu zadanie wykonuje z największą starannością.
Aparycja: Hayden jest wysokim i dobrze zbudowanym mężczyzną. Ma niezbyt krótkie blond włosy, które zwykle układa na bok, a gdy są ścięte - do góry. Bardzo ładnie wyglądają, bo towarzyszą im błękitne oczy, które mimo swego piękna, są zimne jak lód. Gdy bardziej się przyjrzymy - na twarzy mężczyzny możemy dostrzec nieduży zarost, który Hayden i tak stara się jak najbardziej maskować. Christensen ma zwykle znudzony wyraz twarzy lub po protu patrzy na wszystko z wyższością, przez co nie wygląda zbyt przyjaźnie.
Partner: Dokładnie cztery lata wcześniej Hayden miał dziewczynę - nawet narzeczoną, z którą planował wspólne życie. Niestety dziewczyna go zdradziła, a mężczyzna od tego czasu unika bliższych kontaktów z kobietami.
Rodzina: Przyrodnia siostra - Charlotte, matka, z którą Hayden nie utrzymuje kontaktu i ojczym. Ojciec mężczyzny nie żyje.
Historia: Hayden urodził się w Kanadzie, a dokładniej w Vancouver. Gdy miał cztery lata, do jego domu dotarła informacja, że ojciec chłopaka zginął w katastrofie samolotu. Od razu wyprowadzili się do kochanka matki, z którym kobieta niedługo po tym miała kolejne dziecko - córkę Charlotte. Hayden wychowywał się z przyrodnią siostrą, którą bardzo kochał. Gdy miał czternaście lat, odkrył w sobie aktorski talent. Jego największym marzeniem stało się granie na deskach najlepszych teatrów świata, bowiem chłopaka nie ciągnęło do kina. Niestety ojczym za wszelką cenę podcinał nastolatkowi skrzydła, ponieważ wiązał jego przyszłość z kontynuacją jego firmy. Skończyło się na rękoczynach, które Hayden przeżywał przez trzy lata. Gdy miał dwadzieścia lat, wyszedł z domu z jedną walizką i już nigdy nie wrócił.
Gdy miał 21 lat poznał wspaniałą dziewczynę, Sophię. Czuł. że to prawdziwa miłość i wiedział, że chce spędzić z tą kobietą resztę życia. Oświadczył się jej, planowali już ślub, ba, mieli nawet ustaloną datę! Jednak pewnego dnia, gdy Hayden wrócił z pracy wcześniej, w sypialni zastał swoją narzeczoną z innym mężczyzną. W tym dniu ich związek się rozpadł.
Inne:
-Nie przepada za orzechami.
-Potrafi śpiewać i tańczyć, przez co często osadzają go w musicalach.
-Preferuje szatynki i brunetki.
-Nigdy nie jeździł konno i nie zamierza, bo nie lubi koni.
-Jego ulubiony kolor to szary.
-Uwielbia czytać książki, zwłaszcza te z gatunku fantastyki naukowej.
-Jest bardzo dobry z chemii, fizyki i biologii, więc gdy kiedyś ledwo wiązał koniec z końcem, udzielał korepetycji z tych przedmiotów.
-Boi się latać samolotem.
-Jego największym marzeniem dalej jest granie na deskach najlepszych teatrów, ale przekonał się do kina, więc w dobrym filmie również chętnie zagra.
Inne zdjęcia: |x| |x| |x|
Zwierzak: Argon
Kontakt: Howrse - Kocica123876
DoGGi - Kajtusiowa
gmail - lukey.5.sos.family@gmail.com
Mieszkanie: Nieduże mieszkanie z antresolą.