-O mnie się nie martw, nic mi się nie stanie.-odparłam
-Nie wiesz do czego zdolni są ci ludzie. To, co mi zrobili
to pewnie dopiero rozgrzewka. Nie jesteś przy mnie bezpieczna.- powiedział z
pełną powagą
-Nie obchodzi mnie to.-uniosłam nieco głos, po czym po
chwili znowu mówiłam normalnym tonem- Nie stracisz mnie, bo wszystko będzie w
porządku, słyszysz? Nic złego mi się nie stanie
Mężczyzna siedział naprzeciwko mnie i patrzył z litością w
moją stronę. Sama nie wierzyłam w swoje słowa i prawdę mówiąc byłam przerażona
cholernie, ale chciałam być przy nim w tej chwili. Bardziej niż tego, że mogę
na tym ucierpieć, bałam się faktu, że znowu go stracę. To, co przeżyłam przez
ostatnie tygodnie było bardzo intensywne i prawie mnie złamało. Nie jestem
osobą, która się poddaje, a tym bardziej opuszcza ludzi, na których mi zależy,
więc nie miałam zamiaru odpuścić. Widocznie oboje byliśmy zawzięci, a
przynajmniej ja nie miałam zamiaru ustępować. Dla mnie ta sytuacja też nie była
komfortowa, ale miałam nadzieję, że wszystko się wyjaśni. Wiedziałam, że nie
zostawię go z tym samego, szczególnie, że został z niczym.
-Nie powinnaś się w to mieszać.- wciąż nalegał, ale ja
stałam przy swoim
-Posłuchaj, wiem, że teraz może być ci ciężko. Twój dom jest
zniszczony, dlatego moje drzwi stoją dla ciebie otworem. Może to mieszkanko nie
jest szczytem marzeń, ale zawsze to lepiej niż spać pod gołym niebem. Dopóki
nie znajdziesz czegoś, możesz się zatrzymać u mnie na jak długo chcesz.
-Na pewno nie- odrzekł- Skoro znaleźli mnie w moim domu to
znajdą mnie i tutaj. Powtarzam, że nie chcę cię narażać.
-A może nie znajdą- burknęłam- To tylko chwilowe, nie musisz
to siedzieć nie wiadomo jak długo. Może do tego czasu jeszcze cię nie odnajdą.
Przemyśl to dobrze.
Jasper pokiwał głową i spojrzał na zegarek. Wstał z fotela i
rzucił:
-Muszę już iść.
-Pamiętaj o tym, co ci powiedziałam. I proszę, zastanów się.-
powiedziałam błagalnym tonem
Odprowadziłam go do drzwi i tam się pożegnaliśmy. Moją głowę
wciąż zaprzątały tysiące myśli, z którymi próbowałam się uporać. Najlepszym
wyjściem było pójście spać, chociaż i to nie przyszło mi z łatwością. Minęły
godziny zanim zdołałam zasnąć, a i tak budziłam się wystraszona kilka razy w
nocy. Z czasem to mijało, choć początki były ciężkie.
Obudziłam się nad ranem i od razu poszłam zaparzyć sobie
kawę. To ona jako tako trzymała mnie jeszcze przytomną. O mało co nie zasnęłam nad
kubkiem, ale w porę się ogarnęłam. Czas mnie gonił, a wraz z nim praca.
Próbowałam wpaść w rutynę, która zajęła by mój umysł na chwilę, ale było to niemożliwe.
Moja zmiana przebiegała spokojnie, jak zwykle nic się nie działo. Do czasu, aż
z zaplecza nie wyszedł mój przełożony z nieco rozzłoszczoną miną. Oczywiście-
nic mu nie pasowało.
-Samantha, jacyś panowie chcą z tobą porozmawiać.- odparł
poirytowany
-Kto to znowu?- spytałam, ale było to raczej pytanie
retoryczne
-Skąd ja mam znać twoich znajomych? Załatw to szybko i
wracaj z powrotem. Za coś ci płacę, dziewczyno. Czekają przy tylnym wyjściu-
burknął, po czym odwrócił się i poszedł do swojego gabinetu.
Odwiesiłam fartuszek na wieszak i udałam się w kierunku
podanym przez przełożonego. Na zewnątrz faktycznie czekało dwóch mężczyzn,
jednak żadnego z nich nie znałam. Byli dobrze zbudowani, a jeden miał na twarzy
bliznę dosyć pokaźnych rozmiarów.
-O co chodzi?- spytałam niepewnie.
-Pani Samantha Fox, jak mniemam?- rzekł mężczyzna z blizną
-Tak, w czymś mogę pomóc?
Dwóch osobników tylko uśmiechnęło się szeroko. Nagle
poczułam, jak ktoś łapie mnie od tyłu i przykłada do mojej twarzy nasączoną
czymś chusteczkę. Następne co potem pamiętam to okropny ból głowy i skrępowane
ciało. Obudziłam się w ciemnym pomieszczeniu, w którym czuć było tylko chłód i
wilgoć.
<Jasper?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz