Po opuszczeniu domu Jaspera skierowałam się w przeciwną
stronę niż powinnam. Minęłam osiedle domków jednorodzinnych i skręciłam w
boczną uliczkę. Miałam do załatwienia pewne sprawy, o których nikt nie powinien
się dowiedzieć. A ja powinnam już dawno to zakończyć. Jednak nie wszystko
zależy ode mnie. Ludzie potrafią manipulować innymi, owinąć ich sobie wokół
palca i nie wypuścić dopóki nie osiągną zamierzonego celu. Fakt, że w
przeszłości się z nimi zadawałam odbijał się na teraźniejszości. Człowiek, z
którym miałam się spotkać był najpodlejszą osobą, jaką znałam. Nie miał w sobie
ani grama człowieczeństwa, śmiem nawet twierdzić, że był zły do szpiku kości.
Poznałam go w wieku 19 lat, gdy trafiłam do tego miasta. Pożyczył mi pieniądze
na bilet autobusowy i pomógł znaleźć mieszkanie. Na początku wydawał się być
miły i troskliwy. Wszystko to jednak było maską, której się pozbył, gdy zdobył
moje zaufanie. Był niesamowicie wpływowy i potrafił załatwić wszystko.
Dosłownie. Przez swoje koneksje udało mu się dotrzeć do mojego brata. On
również miał problemy z pracą, a ów mężczyzna postanowił mu pomóc. Jay miał
wobec niego dług, którego szybko nie spłaci. Dlatego więc i ja wciąż w tym
siedzę.
D., bo tak się przedstawia, czekał na mnie na ławce. Jak
zwykle był ubrany w garnitur, a w ustach trzymał papierosa. Nie znałam jego
prawdziwego imienia. Nikt chyba nie znał. Wszyscy wołali na niego po prostu D.
Na mój widok uśmiechnął się od ucha do ucha i wstał. W jego twarzy, a
szczególnie w oczach było coś, co budziło niepokój. Poczucie wyższości, przekonanie
o byciu lepszym. Aż sama się sobie dziwię, że na początku tego nie zauważałam.
Podeszłam do niego z niepewnością. Nie odzywał się od paru miesięcy i myślałam,
że w końcu dał mi spokój. Bardzo się myliłam.
-Ach, kogóż to moje oczy widzą.- powiedział z przekąsem w
głosie i rozłożył ręce, aby mnie uściskać. Odsunęłam się, aby tego uniknąć.
-Czego chcesz?- spytałam zimno. Do nikogo chyba nie czułam
takiej nienawiści, jak do niego.
-Po co zaraz ta agresja, moja droga.- odparł- Myślałem, że
się ucieszysz na mój widok.
Nie odpowiedziałam mu. Po prostu stałam i patrzyłam się w
jego oczy.
-Skoro tak… Wyświadczysz mi kolejną przysługę. To, co
zawsze. Tylko tym razem- wyszeptał nachylając się do mojego ucha.- klient
prosił o dyskrecję. Nie chcemy żeby plotki się roznosiły.
- Czy kiedyś dasz mi spokój?- zapytałam z wyrzutem i nutą
desperacji w głosie.
D. uśmiechnął się nieznacznie.
-Moja droga, wiesz jak jest. Mogę ci dać spokój choćby i
dzisiaj. Ale twój braciszek może tego pożałować. Kiedy władze dowiedzą się, co
robi, pójdzie siedzieć. I to bynajmniej nie na kilka lat.
Jay może i był dupkiem porzucając mnie, ale to wciąż była
moja rodzina. I mimo tego wszystkiego, co się działo, gdy byłam dzieckiem,
kochałam go ponad wszystko.
- Więc…-wymamrotał- Jak będzie?
Spuściłam wzrok i pokiwałam potakująco głową. Brzydziłam się
tym, ale nie zdołam się od niego uwolnić.
D. sięgnął do kieszeni i podał mi woreczek z niebieskimi kryształkami.
Schowałam go szybko do torby i rozejrzałam się, czy aby nikt nas nie zauważył.
- Spokojnie, nikogo tu nie ma. Moje ludzie tego dopilnowali.
A tu masz dane klienta.- powiedział podając mi beżową kopertę.- Przekażesz mu
towar jutro z samego rana. Szczegóły spotkania znajdziesz w środku. Nie
spóźnij się.
Nałożył na twarz okulary przeciwsłoneczne i odwracając się
na pięcie odszedł. Ja stałam jeszcze przez chwilę starając się pozbierać
myśli, ale w końcu też ruszyłam w swoją stronę. Poza tym nie chciałam się
natknąć na jednego z jego sługusów. Nie byli oni przyjaźnie nastawieni do nikogo.
Wróciłam do mieszkania i odłożyłam pakunek do malutkiego
sejfu, który znajdował się w klapie za szafą. Do rozpoczęcia mojej zmiany
miałam niecałe pół godziny, więc wzięłam tylko pączka, który leżał na stole i
pognałam do restauracji. Na wejściu powitał mnie wkurzony szef.
- Panienka znowu spóźniona. Niech panienka tak częściej robi
to ściągnę z niej to brzemię przychodzenia na czas i nie będzie musiała
przychodzić wcale.
- Przepraszam, obiecuję, że to ostatni raz.- odburknęłam i
pobiegłam się przebrać.
- Któryś raz to słyszę!- zawołał za mną
Nie miałam ochoty wdawać się z nim w dyskusje. Rozumiałam
go, bo musiał wypłacać innym nadgodziny, gdy ktoś się spóźniał. Miałam teraz
jednak inne problemy na głowie, wkurzony pracodawca był najmniejszym z nich.
Po kilku godzinach od rozpoczęcia zmiany i latania między klientami ujrzałam znajomą mi już twarz. Jasper usiadł przy stoliku i zamówił
coś do przegryzienia oraz kawę. Nie ja zebrałam od niego zamówienie, lecz to na
mnie spadł obowiązek zaniesienia mu jego dania.
- Któż to nas odwiedził.- powiedziałam z uśmiechem na ustach
kładąc przed nim talerz i filiżankę.
- Cześć. Dziękuję bardzo.- odrzekł, po czym zabrał się za
jedzenie.
Nie powiem, że jego reakcja troszkę mnie zdziwiła. Zazwyczaj
był…bardziej rozmowny. Ale może to kwestia zmęczenia, w sumie to poszliśmy spać
dosyć późno, a wstał zapewne dłuższą chwilę przede mną. Oddaliłam się więc, aby
mógł spokojnie zjeść. Cały czas jednak miałam go na oku. Wydawał się być
normalny, taki jak zawsze. Jednak coś mi w nim nie pasowało, choć sama nie
wiedziałam dokładnie co. Kiedy skończył skinął na kelnerką i poprosił o
rachunek. Wykorzystując sytuację przyniosłam mu książeczkę z paragonem i
podałam mu ją, po czym usiadłam naprzeciwko niego i zakładając rękę na ręke
spytałam:
- Wszystko w porządku?
- Tak, naturalnie.- odpowiedział.
- Bo nie wydaje mi się, żeby…
- Nie martw się, nic mi nie jest- przerwał mi.
Jego wyraz twarzy nie był przekonywujący, a ja nie jestem
osobą łykającą wszystko, co mi się powie. Coś mi w nim nie pasowało. Albo
jestem przewrażliwiona, albo rzeczywiście coś było na rzeczy. Tak czy inaczej
miałam zamiar to z niego wyciągnąć.
- Może spacer? –spytałam od czapy.
- A ty nie musisz czasem pracować?- powiedział nieco zdziwiony.
- Nie- skłamałam- Zatem?
Pokiwał głową zgadzając się i wyciągnął portfel, aby
zapłacić. Ja poprosiłam, aby chwilę poczekał i poszłam po swoje rzeczy.
Zastałam go czekającego przy drzwiach. Zdawało mi się, że był nieco nieobecny.
Wyszliśmy z budynku i skierowaliśmy się w stronę parku.
<Jasper?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz