Wiadomości i pogoda

sobota, 4 lutego 2017

Od Samanthy cd. Jaspera

Po opuszczeniu domu Jaspera skierowałam się w przeciwną stronę niż powinnam. Minęłam osiedle domków jednorodzinnych i skręciłam w boczną uliczkę. Miałam do załatwienia pewne sprawy, o których nikt nie powinien się dowiedzieć. A ja powinnam już dawno to zakończyć. Jednak nie wszystko zależy ode mnie. Ludzie potrafią manipulować innymi, owinąć ich sobie wokół palca i nie wypuścić dopóki nie osiągną zamierzonego celu. Fakt, że w przeszłości się z nimi zadawałam odbijał się na teraźniejszości. Człowiek, z którym miałam się spotkać był najpodlejszą osobą, jaką znałam. Nie miał w sobie ani grama człowieczeństwa, śmiem nawet twierdzić, że był zły do szpiku kości. Poznałam go w wieku 19 lat, gdy trafiłam do tego miasta. Pożyczył mi pieniądze na bilet autobusowy i pomógł znaleźć mieszkanie. Na początku wydawał się być miły i troskliwy. Wszystko to jednak było maską, której się pozbył, gdy zdobył moje zaufanie. Był niesamowicie wpływowy i potrafił załatwić wszystko. Dosłownie. Przez swoje koneksje udało mu się dotrzeć do mojego brata. On również miał problemy z pracą, a ów mężczyzna postanowił mu pomóc. Jay miał wobec niego dług, którego szybko nie spłaci. Dlatego więc i ja wciąż w tym siedzę.

D., bo tak się przedstawia, czekał na mnie na ławce. Jak zwykle był ubrany w garnitur, a w ustach trzymał papierosa. Nie znałam jego prawdziwego imienia. Nikt chyba nie znał. Wszyscy wołali na niego po prostu D. Na mój widok uśmiechnął się od ucha do ucha i wstał. W jego twarzy, a szczególnie w oczach było coś, co budziło niepokój. Poczucie wyższości, przekonanie o byciu lepszym. Aż sama się sobie dziwię, że na początku tego nie zauważałam. Podeszłam do niego z niepewnością. Nie odzywał się od paru miesięcy i myślałam, że w końcu dał mi spokój. Bardzo się myliłam.

-Ach, kogóż to moje oczy widzą.- powiedział z przekąsem w głosie i rozłożył ręce, aby mnie uściskać. Odsunęłam się, aby tego uniknąć.
-Czego chcesz?- spytałam zimno. Do nikogo chyba nie czułam takiej nienawiści, jak do niego.
-Po co zaraz ta agresja, moja droga.- odparł- Myślałem, że się ucieszysz na mój widok.
Nie odpowiedziałam mu. Po prostu stałam i patrzyłam się w jego oczy.

-Skoro tak… Wyświadczysz mi kolejną przysługę. To, co zawsze. Tylko tym razem- wyszeptał nachylając się do mojego ucha.- klient prosił o dyskrecję. Nie chcemy żeby plotki się roznosiły.
- Czy kiedyś dasz mi spokój?- zapytałam z wyrzutem i nutą desperacji w głosie.
D. uśmiechnął się nieznacznie.

-Moja droga, wiesz jak jest. Mogę ci dać spokój choćby i dzisiaj. Ale twój braciszek może tego pożałować. Kiedy władze dowiedzą się, co robi, pójdzie siedzieć. I to bynajmniej nie na kilka lat.
Jay może i był dupkiem porzucając mnie, ale to wciąż była moja rodzina. I mimo tego wszystkiego, co się działo, gdy byłam dzieckiem, kochałam go ponad wszystko.
- Więc…-wymamrotał- Jak będzie?
Spuściłam wzrok i pokiwałam potakująco głową. Brzydziłam się tym, ale nie zdołam się od niego uwolnić.
D. sięgnął do kieszeni i podał mi woreczek z niebieskimi kryształkami. Schowałam go szybko do torby i rozejrzałam się, czy aby nikt nas nie zauważył.

- Spokojnie, nikogo tu nie ma. Moje ludzie tego dopilnowali. A tu masz dane klienta.- powiedział podając mi beżową kopertę.- Przekażesz mu towar jutro z samego rana. Szczegóły spotkania znajdziesz w środku. Nie spóźnij się.
Nałożył na twarz okulary przeciwsłoneczne i odwracając się na pięcie odszedł. Ja stałam jeszcze przez chwilę starając się pozbierać myśli, ale w końcu też ruszyłam w swoją stronę. Poza tym nie chciałam się natknąć na jednego z jego sługusów. Nie byli oni przyjaźnie nastawieni do nikogo.
Wróciłam do mieszkania i odłożyłam pakunek do malutkiego sejfu, który znajdował się w klapie za szafą. Do rozpoczęcia mojej zmiany miałam niecałe pół godziny, więc wzięłam tylko pączka, który leżał na stole i pognałam do restauracji. Na wejściu powitał mnie wkurzony szef.
- Panienka znowu spóźniona. Niech panienka tak częściej robi to ściągnę z niej to brzemię przychodzenia na czas i nie będzie musiała przychodzić wcale.
- Przepraszam, obiecuję, że to ostatni raz.- odburknęłam i pobiegłam się przebrać.
- Któryś raz to słyszę!- zawołał za mną
Nie miałam ochoty wdawać się z nim w dyskusje. Rozumiałam go, bo musiał wypłacać innym nadgodziny, gdy ktoś się spóźniał. Miałam teraz jednak inne problemy na głowie, wkurzony pracodawca był najmniejszym z nich.
Po kilku godzinach od rozpoczęcia zmiany i latania między klientami ujrzałam znajomą mi już twarz. Jasper usiadł przy stoliku i zamówił coś do przegryzienia oraz kawę. Nie ja zebrałam od niego zamówienie, lecz to na mnie spadł obowiązek zaniesienia mu jego dania.
- Któż to nas odwiedził.- powiedziałam z uśmiechem na ustach kładąc przed nim talerz i filiżankę.
- Cześć. Dziękuję bardzo.- odrzekł, po czym zabrał się za jedzenie.
Nie powiem, że jego reakcja troszkę mnie zdziwiła. Zazwyczaj był…bardziej rozmowny. Ale może to kwestia zmęczenia, w sumie to poszliśmy spać dosyć późno, a wstał zapewne dłuższą chwilę przede mną. Oddaliłam się więc, aby mógł spokojnie zjeść. Cały czas jednak miałam go na oku. Wydawał się być normalny, taki jak zawsze. Jednak coś mi w nim nie pasowało, choć sama nie wiedziałam dokładnie co. Kiedy skończył skinął na kelnerką i poprosił o rachunek. Wykorzystując sytuację przyniosłam mu książeczkę z paragonem i podałam mu ją, po czym usiadłam naprzeciwko niego i zakładając rękę na ręke spytałam:
- Wszystko w porządku?
- Tak, naturalnie.- odpowiedział.
- Bo nie wydaje mi się, żeby…
- Nie martw się, nic mi nie jest- przerwał mi.
Jego wyraz twarzy nie był przekonywujący, a ja nie jestem osobą łykającą wszystko, co mi się powie. Coś mi w nim nie pasowało. Albo jestem przewrażliwiona, albo rzeczywiście coś było na rzeczy. Tak czy inaczej miałam zamiar to z niego wyciągnąć.
- Może spacer? –spytałam od czapy.
- A ty nie musisz czasem pracować?- powiedział nieco zdziwiony.
- Nie- skłamałam- Zatem?
Pokiwał głową zgadzając się i wyciągnął portfel, aby zapłacić. Ja poprosiłam, aby chwilę poczekał i poszłam po swoje rzeczy. Zastałam go czekającego przy drzwiach. Zdawało mi się, że był nieco nieobecny. Wyszliśmy z budynku i skierowaliśmy się w stronę parku.

<Jasper?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz