Przysięgam, że jeżeli wyskoczy na mnie jakieś Zombie, to chwycę szpadel i rozpłatam bez wahania czaszkę. Nie było mi na rękę siedzieć tu samej, od paru godzin. Prawda, miałam inne dni, prawda przesiadywałam tu wieczorami od dobrego tygodnia. - Westchnęłam głośno, opatulając się swoim karmazynowym płaszczem, który na plecach miał wyszyty krucyfiks, oplatany przez węza. Nad górną jego częścią, widniała korona, a po bokach umieszczono skrzydła. - Symbol alchemiczny... Zadziwiającym jest, jak wiele wspólnego ma botanika z alchemią. Im więcej czytałam, na temat alchemii tym bardziej zaczynałam się nią interesować. - Westchnęłam ponownie, opuszczając głowę nad pustą kartką szkicownika. Nie miałam pomysłu, na to jak upiększyć grobowiec, a projekt miałam oddać lada dzień.
Sięgnęłam do torby, i ze smutkiem stwierdziłam, że została mi jedna puszka napoju pomarańczowego.
-Wszystko, za ciastko truskawkowe... -Mruknęłam pod nosem, zaciągając kołnierze płaszcza, chcąc się w ten sposób uchronić przed powiewem wiatru.
Głowę dam sobie uciąć, po raz ostatni przyjęłam takie zlecenie.- Po co w ogóle się w to pchałam ? - Odłożyłam szkicownik na bok. Otwierając puszkę, przypomniałam sobie o kwocie, którą obiecano mi jako zapłatę, jeżeli efekt mojej pracy będzie zadowalający, a później o nie zapłaconym czynszu. Przybitym wzrokiem, spojrzałam na ścianę grobowca, którą skąpało w czerwieni i złocie, światło zachodzącego słońca. Chyba dostałam olśnienia... Odłożyłam puszkę, po czym zaczęłam szkicować i wykonywać przypisy do tego co zobaczyłam.
Od kartki oderwał mnie trzask jednej z gałęzi, która musiała opaść z drzewa, na głównej cmentarnej alejce, do której byłam odwrócona tyłem.
<Frank Albright ? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz